czwartek, 24 września 2009

jesienność znienacka.


Pierwszy kasztan tej jesieni. Idę z muzyką. Śpiewam sobie. Uśmiechając się w niebo podrzucam beztrosko kasztana. I liście, i trampki. Stłumiony do nie-czucia chaos.

I można by tak iść i patrzeć w jesienne słońce, i cieszyć się, że znów nadeszła ta piękna pora roku.

Zatopiłam się wczorajszością we własnych zapisakach sprzed roku… roztopić się można we wspomnieniach. Gdy noc odpowiednia do włóczenia się po mrocznym mieście, gdy noc ciepła i przyjemna. Gdy coś niespokojnie skręca w środku, gdy trzeba to wychodzić i wypisać.

Zatopiłam się, zaczytałam więc…
W samotnej jesieni z zeszłego roku. Pełnej niezależności jesieni. Pełnej smutków, depresyjności, alkoholu i listów. Pełnej piękna, pracy własnej i wariactw.
Ale niezależnej zupełnie.

Wspominam te długie wieczorne spacery, opustoszałym, powolnym już miastem W. Spotkania nieliczne z J., pogaduchy barbakanowe, wymiana tęsknot, pragnień, myśli… Tęskność niewiadoma człowieka ogarnia. Myślę, że to tęskność do niezależności stamtąd.

Znów rok do przodu, kolejny rok doświadczeń…
Doświadczeń różnych, na pewno mocno mocno rozwojowych, na pewno trudnych, choć i masa przyjemności przecież…

Dziwaczny czas, wiele zmian, mnóstwo zmian od tamtego momentu. Cała masa inności i różniastości najdziwniejszych nastała po tamtej jesieni. Pięknych i trudnych. ( bo przecież nic, co piękne nie może być łatwe, prawda..? )

Taka jesienność słodka się wdziera. Chyba naprawdę lubię tę porę roku.. Corocznie to bardzo ważny czas i bardzo własny. Słodka słoneczna jesień o złocistych barwach.

Oby długa ta jesień była.


23 IX 2009

Nie umiem przestać wierzyć we własne baśnie…


wtorek, 22 września 2009

...The Sun Machine Is Coming Down...


‘ …siedzimy we własnych oknach,
we własnych balkonach
i patrzymy sobie w oczy.
papieros z zapomnienia się tli... ‘


***


A zaczęło się od spotkania z A. i C., które to spotkanie było przerwaniem trwającego tygodniami letargu i jakiejś kosmicznej otchłani rozdwojonej.
Można by rzec, że jest lepiej.
Wcale nie jest – pozory mylą.
Ale można by.

W końcu to pierwsze ‘normalne’ dni od ponad miesiąca.
Uśmiechnięte iskierki w oczach.
Przyjemne spotkanie.
Cudowny czas.
Morze herbaty w czajniczku i rower słonecznikowy i stół pod sufitem.
I dwa księżyce.
Pobudka winogronna i whisky na śniadanie.
Nieśpieszność miasta niedzielnego i spokój w krokach mieszkańców.
Smak słodkości w ustach.
I dotyk ciemności.
I piękność dnia owocuje kilkudniowym uśmiechem.
Udało się być. Choć te chwil kilka, choć skrawki rzeczywistości.
Udaje się być pozytywnie i po prostu ‘normalnie’, jak zawsze.
Z błyskiem w oku i radością w serduchu.

„ JAK ZAWSZE RZECZY
POCHODZĄCE Z JAKICHŚ
NIE DO POGARDZENIA WYMIARÓW
ZBIEGAŁY SIĘ RAZEM,
GROTESKOWY KOLAŻ,
KTÓRY NALEŻAŁO DOPASOWAĆ DO WÓDKI
I DO KATEGORII KANTA,
TYCH ODCZYNNIKÓW PRZECIW
WSZYSTKIM ZBYT BRUTALNYM
ZAKRZEPNIĘCIOM RZECZYWISTOŚCI.”

Cortazar, ‘Gra w klasy’


***

Karmelowa Pani gdzieś pomiędzy własnymi bojami z rzeczywistością jest tak mocno blisko i szczerze, jak można tylko wymarzyć. Stając się istotnym punktem zaczepienia i oparcia mojej rzeczywistości.

B. gdzieś tam uśmiecha się ciepło do ptaków wodnych, do majestatu gór.

Latająca w obłokach C. zostawiła nas tutaj na pastwę polskości i wyjechała szkolić się w ciepłościach słonecznego kraju, mojego nie-ulubionego nota bene ;)

Mg. siedzi teraz w samolocie. Za parę chwil pewnie tu dotrze. Kochana Mg., dziękuję tak bardzo bardzo - rozumiesz.

Mała Czarodziejka porządkuje zakochane kąty i odnajduje stosy herbat i domowych win,
czas urządzić mały sabat na zakończenie lata…

- zatem jest dobrze.. a co.


***

[[ Czarodziejko? Pamiętasz śmierć na śniegu, pamiętasz chłopców o niebieskich oczach, pamiętasz anioły i czarownice…? Odłożyłam to na lata do szuflady. Z lęku, ze strachu…? Może. Ale wiesz, to się dzieje.. to się teraz dzieje. Taka jest słodka codzienność. Jest poezja, są przyziemne kotlety, jest kawa i śpiewanie, że ‘dzicy bogowie nad nami…’. Rzeczywistość jest względna. (Nasza największa słuszność.) Ale jest rzeczywistością stamtąd. Ty wiesz…

Może lęku nie jest mniej, może paranoi troszkę więcej, ale przecież żyje się tak, jak wtedy pisałyśmy. Pisałyśmy… ]]


***


Wraca chwilami silnie pewien czas sprzed miesiąca. wraca do mnie i uśmiecham się wtedy ciepło.
Miesiąc temu przez moment, przez parę chwil w ciągu paru dni poczułam to, o czym zawsze marzyłam. Poczułam, usłyszałam , dotknęłam. To, czego tak bardzo pragnęłam. Taka pojedyncza chwila szczęścia. Bardzo krótka, drobna, nieomal niezauważalna. Uczucie, że to (pragnienie) jest możliwe, jest realne, jest do dotknięcia. Uczucie, wraz z którym przychodzi czysta jasna pewność wielu spraw z życia. Wyprostowanie wyobrażeń. I piękno, piękno samo w sobie czyste i szlachetne, choć tak mocno przypruszone niemożliwościami codzienności.

To niesamowite, jak bardzo marzenia się spełniają i jak niewiele mają z naszymi wyobrażeniami o ich spełnianiu. Kwestia jedynie formy – nieuleczalnie niezmiennie chorej. Nie ma banalnego standardu scenariusza. Nigdy.

Ale niech się dzieje.


***

pisałam dziś do Karmelowej, że słońce jesienne już powoli, ale to ładnie. że marzy mi się szwędanie po jesiennym mieście, tak jak zeszłorocznym miastem W. marzą się herbatki rozgrzewające, szuranie liśćmi i długie spacerowe wieczory.
chyba czekam na jesień.


***


zdecydowanie utwór na dziś...




wspomnienie.


13 IX 2009, Ł.

Niebo pełne gwiazd. Kasjopea, wielki wóz, mleczna droga.
Środek ciemnego lasu, żadnego sąsiada w promieniu kilku kilometrów.
Piękny stary dom, skrzypiące podlogi i ogromne kolorzaste pająki.
Wspólne posiłki i wieczorne wina.
Kobiety tańczące nago przy ognisku.

Za dnia – ‘male bullerbyn”, że zacytuję ew.
Dzieci biegające po domu, chowające się po krzakach, budujące szałasy, przynoszące drzewo z lasu, łapiące do specjalnych siatek padalce i żuki, nieustanne gry w piłkę, w chowanego, babki w piaskownicy i słuchanie bajek-grajek…
Istne ‘bulleryn’.

I wszystkie te kobiety, które za dnia widnieją jedynie jakos cudowne, dość alternatywne matki,
nocą pokazują swe oblicza mądrych prawdziwych pięknych kobiet, typowe czarownice.
Tańczące nocą nago przy ognisku, z lampką wina w dłoni, patrzące w gwiazdy i dyskutujące między sobą.
Pełne swobody i naturalności.

Uczestnicząc w czymś takim, człowiek jest w stanie zrozumieć, jak ważne są dla kobiet kobiety.


[[ I tylko we mnie nieodparte wrażenie, że gdybyśmy nie rozpadły się, Kochane Czarodziejki, te parę lat temu tak mocno, kiedyś potrafiłybyśmy tworzyć tak piękny Krąg Kobiet.

Choć z drugiej strony – gdzieś w środku czuję i wierzę, że za parę długich lat, pozostawimy swych mężów, kochanków, chłopaków i narzeczonych w domu i spotkamy się same, być może z dziećmi i uda nam się powrócić do tego, co nas połączyło.

Oby. ]]


wtorek, 1 września 2009