kupiłam dziś wino. półwytrawne dobre wino, z okazji potrzeby pisania, z okazji własnej szczęśliwej jesienności. z okazji dobrego dnia i ważnych przemyśleń. z okazji poczucia szczęścia i drogi do spełnienia. kupiłam dziś wino i postanowiłam zrobić własny prywatny szczęśliwy wieczór – z pisaniem, radiohead i winem. oj, jak jak bardzo stęskniłam się za takimi potrzebami. ostatnio nie miałam czasu na skupianie się na filozofiach i wolnomyślenie. tak dobrze teraz.
otwieram wino, a uśmiech błogości rozpościera się znienacka na mych ustach. hipnoza. stan nienagannej hipnozy rozbudzonej muzyką. nude. thom york i myśli. tyle myśli buszuje w mej głowie i wszystkie szczęśliwe.
widzieliście dziś księżyc?
jechałam wieczornym miastem, wlepiając ślepia w mury i rzeki, a nagle wynurzył się zza pałacu On – piękny, popełniowy, żółtopomarańczowy On. wielki jeszcze, tak nisko, tak blisko. zakochuję się w Nim za każdym razem, każdego dnia. jakaś wariacja księżycowa we mnie. od lat, i chyba na zawsze.
pamiętam tamte dni, gdy tak źle było przedpełniowo… szłam wtedy tą moją łódką spacerować, między blokami szarymi, parkami, osiedlami.. uwielbiałam te nocne samotności wietrzne.. i zawsze gdzieś wtedy znienacka pojawiał się ten przedpełniowy On, rozświetlał mi drogę i już było dobrze. spływał na mnie strumień spokoju, jakby otoczył mnie swoim ramieniem w opiece. od lat najwierniejszy przyjaciel. zawsze wprawia w błogostan, choć i przez niego niejedna huśtawka.
a najdziwniejsze w tym wszystkim – znów szczęście przynoszę sobie ja. ja – moje własne szczęście, które muszę sobie przetłumaczyć na słowa. opowiadam sobie życie, a później uśmiecham się do niego słodko. pięknie tak. mogę sobie więc tuptać i mknąć, porankami i wieczorami. i uśmiechać się bezustannie – na wspomnienie każdej własnej myśli. znów żyję w głowie, znów żyję w sobie. chyba jestem skazana na tę swoją słodką samotnię.
wiecie jak to jest? zwalczanie całej siebie na korzyść tej drugiej własnej połowy. zawsze któraś z nas będzie pokrzywdzona. zawsze któraś z nas musi odejść. tyle nas jest. ale te dwie codzienne – od lat w boju. muszę wygrać. teraz muszę wygrać. nie zatracić tej siebie od pisania, od myśli, narracji i wariacji. nie zatracić tej siebie od rozmów i filozofii. nie zatracić tej siebie od książek, samotności i muzyki. a jednocześnie połączyć się z tą nieznaną wielu z was mną – pomalowanymi na czerwono paznokciami, stukotem obcasów i czarnymi koszulami. z tą mną, która zagląda mężczyznom głęboko w oczy, uśmiechając się potajemnie, choć tak daleko jej do pragnienia. z tą mną, która tańczyć będzie do świtu nienagannie flirtując z kobietą czy mężczyzną na parkiecie wyobraźni.
musiałam wydobyć się z tej własnej otchłani jeszcze na chwilę. wyszłam z domu w noc. gwiazdy na niebie, kochane gwiazdy. nie było chyba jeszcze TAKIEGO wieczoru bez was. i Xiężyc pokazał mi drogę. w głowie słodki subtelny szum, a język smakuje słodkość czekolady. czyż życie nie jest cudowne?
radiohead. jak zawsze jesienne cudowne radiohead. i ja. dwa lata temu przemierzałam nocną waw z radiohead w uszach. płakałam wtedy dużo. wciąż ta sama płyta. znów jesień. a ja chodzę po nocnym mieście i uśmiecham się słodko, a liście szeleszczą mi pod stopami.
OPTIMISTIC.
szczęśliwość jesienna. moja własna mała szczęśliwość.
nakręcam się tak cudnie na wszystko. na uśmiech, na radość, na spotkanie, na samotność, na ciebie, na siebie, na was. nakręcam się. tak delikatnie i niedramatycznie. tak w granicach rozsądku. tak, by było dobrze. mnie i mnie.
rozdwojone znaki. dwoistość. rozdwojenie osobowości. ryby.
niewiarygodne, jak bardzo się to sprawdza.
tak cholernie mi dobrze dziś. wino płynie we krwi, thom śpiewa mi szaleństwem głosu wwiercając się w każdą cząstkę mnie. i piszę sobie. i piszę też do j.
cudnie mi tu samej ze sobą, a mimo to zapragnęłam opowiedzieć o tym.
tak ekshibicjonistycznie dziś.