Stoi
na dworcu, stabilnie, On. I pies, tak.
Jeszcze szuka twarzy znajomej w zatłoczeniu autobusu.
Jeszcze szuka twarzy znajomej w zatłoczeniu autobusu.
Może
to już, może ostatni raz.
Siedzi
spokojnie i zwierz na krótkiej smyczy. Smutno też patrzy.
Znajda,
ot. I jemu zachciało się bodhisattwy po własnym piekle.
Ona
zaciska wargi, w gorączce kupuje bilet.
Przyciska
dłoń do szyby.
On
unosi rękę, w geście pożegnania, jak przystało na miłość.
Może
jakaś łza zamoczyła jesienny chodnik.
To
pa. Pa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz