wtorek, 21 lutego 2012

sen

miałam dziś piękny sen. 


mieszkałam w cudownym miejscu, które wprawdzie nie było wsią, ale zamkniętą przestrzenią. 
wiedziałam jednak, że to etap przejściowy, że życie na wsi jeszcze nadejdzie. 
mogłam być szczęśliwa.


tak spójna i spokojna w sobie, tak radosna, bo zaczęło faktycznie działać to, 
do czego przez tyle lat dążyliśmy...
dążyliśmy - ja i ludzie, z którymi mieszkałam.


tworzyłam tam najpiękniejsze możliwe relacje międzyludzkie -
oparte o czystość miłości, oparte o przyjaźń...


jeśli istnieje jakiś idealny możliwy model poli-relacji, 
to właśnie to się wydarzało w moim sennym życiu. 


śniłam też, że miałam trójkę cudownych dzieciaków. 
miały po 18 m-cy, a funkcjonowały jak dorośli - 
wiedziały, o której należy pójść spać, jak zdobyć pożywienie, jak zagospodarować czas i na co trzeba uważać. 
mając jednak tę dziecięcą radość i mądrość w sobie, były niesamowicie szczęśliwe. 


okazało się, że w moim śnie dzieci 'powstawały' nie przez akt miłości fizycznej, 
ale przez miłość jako uczucie - gdy stawało się ono naturalną dojrzałą formą bytu..
gdy ogarniało już swymi mackami ciało, umysł, ducha, otoczenie, wszechświat  - kobieta po prostu zachodziła w ciążę...


jak bardzo musiałam być w swej miłości szczęśliwa, by stworzyć w sobie taki CUD jak trójka szczęśliwych dzieci...?

1 komentarz:

  1. Urocza wizja zburzona końcowym zdaniem, które daje poczucie nierealności, smutek wylewa sie z moich oczu. Miałam kiedyś taki sen... miałam córeczkę trzyletnia i gdy tylko otworzyłam oczy po przebudzeniu, wylały sie łzy, zdąrzyłam ją pokochać. Po ciele rozlała się pustka...

    czekając na CUD.

    OdpowiedzUsuń