delikatność
otarta znienacka
o nieumiejętność realnej uwagi
własnej
podburzenie
murów
podstaw
by bramy rozwierać
wspomnienie
...
Gdy jesteś to już Dom
Inaczej tylko przedsionek
...
poranek pierwszej otwartości
wrócił sercu
Źródło
wzruszenie
ponownego
zanurzenia się
nieuwagą Jestem
a przecież
sami stawiamy mury
roztwieramy bramy
naiwnie wierząc
w powrót
do Domu
upatrując wiecznie
w Sobie
i dualnych przestrzeniach
otwarcia
ku Źródłu
lustrem
wiedzę burzę
o samoistnieniu
daremne ukazanie zrozumienia
poświadcza
jedynie na niekorzyść
a przecież
zrozumienie
bez doświadczenia
nic nie warte
stuk stuk
opuszki
próbują nazwać nienazywalne
jak gdyby
wyzwolenie
zawarte w słowie być mogło
paść twarzą do ziemi
trawa wedrze się w oczodoły
nozdrza połaskotane wonią życia
smak czystej czarnej ziemi
zazgrzyta w zębach
otulenie ziemskim ciałem
by wybuchnąć
znów
i znów
narodzić się z lęku
być dla Kogoś
istotą rzeczy nie do zniesienia
wśród banalnych nienaturalnych
tutejszych obecności
jak wiele jeszcze...
jak bardzo wciąż wiele...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz