niedziela, 9 listopada 2008
it was nothing to fear and nothing to doubt
zbiegam w dół ścieżką zboczem wzgórza bieszczadzkiego. zbiegam i przystaję. wyciągam w górę ręce powoli i subtelnie przeciągając się. uśmiech nie przestaje znikać z mojej twarzy.
a ty powoli podchodzisz. podchodzisz, stajesz za mną i mnie przytulasz. i trwamy tak w tym spotkaniu kilka długich minut. oboje uśmiechnięci, a myśli nasze mknące w tym samym kierunku...
świecące wprost w źrenice niemalże wiosenne słońce. błękit nieba. spadające liście i widok roztaczających się przed nami gór...
chcę zadzwonić do B. podzielić się chwilą. nie odbiera.
dziś jedziemy do miasta. robimy zakupy. kupuję produkty na dzisiejszy obiad i jutrzejsze śniadanie.
smażę naleśniki ze szpinakiem i kukurydzą. do tego dużo zielonej herbaty. dobra chwila wspólnego jedzenia, z krótkim, głodnym 'om', przeplatana licznymi rozmowami.
leżę obok P. uśmiecham się. myśli krążą w dziwacznych sferach. snuje się w zaciszach chaty radiohead. podśpiewuję sobie pod nosem.
P. robi dokładnie to samo, co moja mama, gdy miałam kilka lat. ale P. mówi tylko "rysuję cię".
jest dobrze. uśmiecham się.
mam swój kawałek świata, i mam spokój.
wszystko, co się teraz dzieje jest do przewidzenia. i jest naprawdę dobre.
nie trzeba się bać.
po prostu - śmieję się do życia.
dziękuję
OdpowiedzUsuńadel, nie stosuj żółtej czcionki, bo trudno się czyta...
OdpowiedzUsuńcóż ty, moja kochana, robisz w bieszczadach z p.?
w bieszczadach wgle?
napisz.
ps.
może miałabyś ochotę przystąpić do sztafety?
pytania znajdziesz na madrugadzie...
z chęcią poczytam o twoim czytaniu.
całuję,
madru ew
no dobrze, już nie będę, choć taka cudna ta żółć...
OdpowiedzUsuńano cóż, ew, losy i drogi się przeplatają. znajomi, miejsca. wszystko idzie jedną ścieżką. nie mogę z niej zrezygnować.
a bieszczady jak bieszczady - zawsze chętnie, gdy kilka chwil wolnych, odwiedzę.
spojrzę, spojrzę do ciebie.
całuję.
za aksamitną
OdpowiedzUsuńcoraz bardziej stęsknione
moje pragnienia