spełnienie marzeń, spełnienie siebie, spełnienie miłości. wypełniona po brzegi. wspomnieniami kolorowymi, marzeniami o domu i drogą w stópkach odciśniętą. błysk oczu i wtedy, gdy smutek. subtelność przebijająca spod powłoki hardości.
widzę szczęśliwą dziewczynę...
tak wiele się zmieniło. czuję, jak bardzo się zmieniam. w każdej płaszczyźnie. dojrzewam wciąż. a jednak, widzę także tę samą dokładnie osóbkę. z tymi samymi pragnieniami i z tym samym optymizmem. z takimi samymi smutkami.
czasem długo nie widziani znajomi pytają stwierdzeniem "ty się chyba w ogóle nie zmieniasz...?"
a ja wiem. bo, przecież poza codziennością, realem zewnętrznym, nie ma zmian. jest jakby więcej mnie. więcej pomysłów, ścieżek, doświadczeń. więcej uśmiechów i więcej łez. wzmacniam jedynie siebie tamtą kolejnymi dniami.
niezmiennie uwielbiam kawę.
nadal chabry, fiołki i żółte tulipany wydają się być najpiękniejsze.
a smak Drum-a zachwyca bezustannie.

mój do bólu wrośnięty sentymentalizm wciąż nie pozwala wyjąć z torby zdjęć najbliższych.
teraz także kocham budzić się przy Trójce.
popijać dzbankami herbaty księżycowe noce, paląc papierosy przy świecach i pamiętniku.
zamykać się w czterech ścianach i patrzeć na ich cudne kolory. zasypiać obok Przyjaciela.
niezmiennie Wysokie Obcasy są obowiązkową lekturą podczas sobotniej kawy. ...
i tych 'niezmiennie, wciąż, nadal...' można by wymienić setki.
dlaczego zatem, patrząc na te dawne fotografie pojawia się nutka sentymentalnego smutku...?
"A", czytam dopiero dziś Twe starsze wpisy, i coraz bardziej wierzę w Twą mądrość, że nie tylko slowa, nie tylko to co poza nimi, ale intencja jest kluczem do samego siebie... pozdrawiam
OdpowiedzUsuń