środa, 7 października 2009

i taką drogę, która prowadzi ( donikąd ) .


[[ Spotkamy się kiedyś, za wiele, wiele lat, przy herbatce, z gromadką wnuków.
‘zatańczymy, zatańczymy jak w ogrodzie.’ ]]

Normalny dzień. Bez fiksacji, paranoi, lęku. Jeden normalny dzień. Prosty, przeciętny dzień. Dzień bez lęku. Bez absurdalnego doprowadzającego do szału i obsesji lęku.
- Wyobraźnia szwankuje – ponad możliwościami.

Zrozumieć, jaka naiwność rodzi się każdego dnia, odczuć tę lodowatą falę gorąca przeszywającą każdy Nerw.

Pragnienie nie znajdujące sposobu realizacji. Marzenie nie znajdujące spełnienia. Potrzeba nie znajdująca odzewu. Możliwość bez możliwości. Nadzieja bez nadziei.

„ …i tylko ten stuk, ten stukot w głowie…”

Przeżyć jeden taki dzień ( gdybyś mógł. ), pierwszy z brzegu dzień, z naszego życiorysu. Dotknąć to, co nazywamy lękiem, uszczknąć bólu kawałek, szczypty paranoi zasmakować.

Spojrzeć na świat przerażonymi oczami, i codzienność nieumiejętnie próbować zebrać w kształt całości.

Przecież Jutro zaplanować – absurdem byłoby.

Szaleństwem minuta szczęśliwa. Szaleństwem szczęście – lękiem bowiem, przed minutą kolejną.

" i cień od dłoni, i woń konwalii dziką;
ławkę przy murze, a mur przy sadzie "

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz