dziwne rzeczy się dzieją.
coraz mniej o sobie,
a coraz bardziej świadomie.
dziwne wybory,
bardzo egoistyczne.
kalkulacje, obserwacje, analizy.
niespodziewane zdarzenia.
wbrew wszystkiemu, co mogłam sądzić.
a przecież tak bardzo prawdopodobne i oczywiste to.
obserwacje przecież tak bardzo jednoznaczne.
chyba nigdy nie miałam jeszcze tak ogromnej pewności co do biegu zdarzeń,
wystarczająca znajomość siebie,
żeby wiedzieć, spodziewać się.
dobrze.
mam ochotę zakluć się na kilka dni w tej dziwacznej przestrzeni,
która nijak nie odpowiada moim wyobrażeniom,
a jednocześnie tak idealnie trafiła w moment.
totalne oderwanie od rzeczywistości,
tak bardzo mi potrzebne.
jakże chcę już móc zniknąć na parę dni,
w lesie, w górach, w domu na wsi.
zniknąć, choćby w nieznanym kawałku podłogi, choćby tutaj.
zapomnieć na chwilę o problemach i odetchnąć
przeszłością czy absurdem.
ja żyję więc wierzę, że ty też dostajesz Znaki
z rozpoznawaniem moich też czasem kłopoty mam
lecz wara wszystkim od nie swoich Znaków
raz dane mi - chcę rozpoznać sam
i tylko wtedy umiem też to poczuć
co w oczach twoich też zostawia ślad
ten ślad to dzisiaj dla mnie logo twoich oczu
ta wiara dzisiaj mnie zamienia w nas
Aksamitna.
OdpowiedzUsuńKilkanaście dni temu, miałem dziwny sen.
Przyśniła mi się rwąca rzeka, ze spokojnym dopływem; a dokładniej spotkanie rzeki i dopływu. Rzeka miała, w pobliżu tego miejsca, pełno skalnych wysp, wśród których, płynęły przesmyki wodne, odczuwane jako miejsca mielizn. Patrzyłem, jak ktoś mi znany, bliski - jednak trudny do sprecyzowania jako osoba (być może mój sobowtór, lub jakaś uosobiona cześć mnie samego?) przechodziła z przeciwległego brzegu rwącej rzeki, w miejscu spotkania z łagodnym dopływem, w kierunku brzegu dopływu, wykorzystując do tego skalne wyspy rzeki. Osoba ta, którą obserwowałem (z góry), miała (w jakiś sposób to wyczuwałem) odczucie płycizny przesmyków, a jednak któryś z nich okazał się głębią, która zaczęła ją pochłaniać. Na „mych oczach” utonęła bezpowrotnie. Gdy to zrozumiałem, w niewiadomy dla mnie sposób, stałem się drugą (kolejną) osobą (z pełną świadomością, że tym razem to, ja sam) przechodzącą z miejsca połączenia brzegów rzeki i dopływu na drugą stronę rzeki. Z tej strony, z której obserwowałem; na tę, z której wyruszyła tamta osoba. Wykorzystywałem skalne wysepki, lecz w tym przypadku, zaczęło dziać się odwrotnie – przesmyki okazały się naprawdę płytkimi mieliznami, natomiast skalne wysepki za każdym razem, gdy tylko na którąś z nich stanąłem, natychmiast zaczynały, niebezpiecznie pękać i kruszyć się, zapadając szybko w głęboką wodę, zmuszając mnie do ucieczki/przeskakiwań, ze skały na skałę, z wysepki na wysepkę kolejną, itd. Z trudem - odczuwając podczas przejścia lęk/trwogę - dotarłem na drugi brzeg, który okazał się budynkiem bez drzwi, z oszklonymi (zamkniętymi, czyżby od wewnątrz?) oknami. Wybiłem szybę, by móc się ocalić, wejść do (przeciwległego brzegu/domu?) - przed kruszącym się pod nogami skalnym gruntem ostatniej wysepki. Co ciekawe, od początku snu wiedziałem/widziałem, że od miejsca spotkania rzeki i dopływu, płynąca dalej woda nie była - ani specjalnie rwącą, ani łagodną.
Lecz po prostu - szeroką płynącą gdzieś (wspólną) wodą. Dlaczego tamta osoba przechodziła,
by utonąć, czemu przechodziłem (we śnie) w tym samym niebezpiecznym miejscu i w jakim celu na drugi (powrotny?, przeciwny wobec miejsca obserwacji) brzeg?
Zapamiętany na długo – ważny sen.
Pozdrawiam... ciepłem wieczoru...
...a przyjedź wreszcie tutaj na parę dni. One są wszędzie, z rozpoznawaniem moich też czasem kłopoty mam...
OdpowiedzUsuń