bo z jednej strony po takim tygodniu odkrywania fantastycznych inicjatyw ludzkich odzyskuję wiarę w ludzi.
a z drugiej strony nie mogę zapomnieć o wszystkich strasznościach, które człowiek potrafi świadomie zrobić drugiemu.
mam taką radość w sobie, gdy patrzę na tych cudownych ludzi, którzy potrafią zrobić coś bezinteresownie. na tych, którym naprawdę zależy na tym,żeby było lepiej, radośniej, bardziej świadomie, żeby człowiek miał wybór i równe szanse.
i mam taki smutek w sobie, gdy patrzę na tych, którzy nieustannie krzywdzą siebie nawzajem, którzy są niereformowalni i nawet nie próbują osiągać kompromisów.
i wobec tego - nie umiem posklejać tego świata we własnej głowie tak, by tworzył spójną całość. ludzie, zdarzenia, charaktery, miejsca, znaczenia, emocje - zawsze dzielą się przynajmniej na dwa. dwa (zwykle więcej) wykluczające się, sprzeczne ze sobą światy. masa paradoksu. brak spójności, jednorodności, zgodności.
gubi się człek już na początku istnienia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz