sobota, 21 stycznia 2012

prolog życia



   " Czerwone skały, omszałe cieki, strugi, strumyki, potoki. Coraz rzadsza, rachityczna roślinność. Wędrowiec rozejrzał się. Usiadł. Musine, Księżycowa Góra, z daleka wyglądała niepozornie. Teraz, kiedy odpoczywał w połowie drogi na szczyt, widział potężny, samoistny świat. Góra i niebo. W oddali ostre, ośnieżone wierchy. Gdzieś tam - hen! - wstążeczka autostrady. Z całego cywilizowanego zgiełku - wątła wstążeczka. 
   Uśmiechnął się. To była Siła. I ta Siła była w nim. Widział, że ludzkie problemy są tylko urojeniem. Że wszystko gra. Odwieczna cudowna muzyka. 
   - Skoro tak, to nie ma potrzeby iść dalej - ucieszył się. - Troski, dalsza droga, rodzina są bez znaczenia. Wszystko jest!
   Wszystko Gra!
   Wszystko Jedno!
   Podniósł się i wizja prysła. Zaczął schodzić. Słońce znikło. Z każdym krokiem robiło się zimniej. Niewielka, bardzo ciemna chmura zacięła lodowatym deszczem. Skulił się pod jakimś krzakiem. Nie pomogło. 
   - Jeszcze krok i Góra mnie zabije! Czuł to wyraźniej od bicia serca. Zawrócił. Pod górę, w stronę szczytu. Chmura odpłynęła i słońce sypnęło ciepłymi barwami. Spotkał niewielki wodospad. Strugi i krople w nieskończonych pląsach, wirach i zatoczkach. Wszystko we wszystkim. Wieczność i Nieskończoność.
   - Poświęcisz to, co masz? Flet i worek? Odpowiedzialność? Oceny przyjaciół?
   W worku miał nóż powierzony w zaufaniu przez przyjaciela. Rzucił wszystko w bulgoczącą nieckę.
   - A siebie...?
   Skoczył. Woda natychmiast przemoczyła ubranie, obmyła, wchłonęła.
   - A wszystko? Jesteś gotów? Poświęcić wszystko, bez końca?
   Wodospad bawił się i śpiewał i on baraszkował jak dziecko. Wiedział, że tak, właśnie tak! Miriady kropli błyszczały wraz z nim.


*


   - Zbuduj dom - powiedziała Góra, kiedy dotarł na szczyt. 
   Wracając odnalazł worek z Odpowiedzialnością. "

 ' Dumki Jacoba '



*** 

dostałam tę książkę do ręki mając 12 lat.
"przeczytaj koniecznie, ona cię poprowadzi" - rzekła najbliższa mi wtedy istota.
z zapartym tchem, nie mogąc się oderwać - pochłonęła mnie bez reszty.
potwierdziła moje wczesnodziecięce rozmarzenia, rozmyślenia, rozwariowania...
te naiwnie dziecięce rozmarzenia, będące dopiero mgliście raczkującymi iskierkami we mnie.
ta książka ugruntowała je; prowadząc mnie przez kolejne lata i wybory; kształtując chyba bardziej niż którakolwiek książka czytana w tych dziecięcych jeszcze latach.
dziś do niej wracam.
z dużo większą wiedzą, być może z uszczkniętą szczyptą wiary, 
lecz rozmarzenie pozostało niewiarygodnie to samo...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz