sobota, 22 września 2012

Pa.


Stoi na dworcu, stabilnie, On. I pies, tak.
Jeszcze szuka twarzy znajomej w zatłoczeniu autobusu.
Może to już, może ostatni raz.
Siedzi spokojnie i zwierz na krótkiej smyczy. Smutno też patrzy.
Znajda, ot. I jemu zachciało się bodhisattwy po własnym piekle.

Ona zaciska wargi, w gorączce kupuje bilet.
Przyciska dłoń do szyby.
On unosi rękę, w geście pożegnania, jak przystało na miłość.
Może jakaś łza zamoczyła jesienny chodnik.
To pa. Pa.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz