Wiecie jak to jest? Wyjść przed dom,
spojrzeć w górę i zobaczyć ośnieżone iglaki na tle nieba,
spojrzeć w dół i zobaczyć przysypiającą wioskę, w której
migoczą jedynie światła aut i pojedyncze domostwa, latarnie – a
nie setki neonów... Wyjść przed dom i zobaczyć góry, chmury i
śnieżną biel na drzewach... Dziś rano spadł śnieg. Skończyły
się wschody słońca oglądane w bujanym fotelu. Bo mgła i chmury.
Ale zachód dziś – znienacka... Malutkie promyki się wykluły. A
później wychylam się przez okno i widzę ogień... żywy ogień...!
I uświadamiam sobie, że nagle pokazało się na zachodzie
płomienno-czerwono-różowe słońce – ogromna kula, bez różu
chmur i tym podobnych historii... nagle, ot tak, jakby na moje
życzenie... pojawiła się i w ciągu kilku minut schowała za
horyzontem...! otworzyłam stare drewniane okienko, wychyliłam głowę
na ten śnieżny widok i zachwyciłam po raz kolejny... wyszłam
przed dom i chyba godzinę tak stałam i patrzyłam – na ten biały
las na wyciągnięcie ręki, na tę maleńką Lanckoronę w dole, na
ten ciemny zarys Babiej Góry w oddali...
sobota, 1 grudnia 2012
wtorek, 6 listopada 2012
świt
Posmak zepsutej zimowym snem złości
przeradza się w melancholijnie ironiczny poranek. Budzisz się,
gubisz się, budzisz się, gubisz się. Światło wszechświata.
Dotykasz nozdrzami wariackich myśli, trwoniąc łzę nadmiaru
energii. Widzę się w ciąży, jesteś boskim dziecięciem, dotykasz
warg oburzeniem rozmysłu. Zabijasz niedoskonałością lekkość
współczucia. Rodzi się złość pod naskórkiem
delikatności. Ukrywany ból twój zdarzył się racją.
Lekko przemierzasz przestrzenie, nie zgubisz się już martwotą
niewinną. W tobie zwyczajną nieznaczącą nic lekkością, umowa
rozmowa wymowa. Onanizujesz się światłem miłości bez nagiego
wyrzygania prawdy, fundujesz zgrzyt rozmyty jękiem bodhisattwową
ideą. Zdobywasz serca, podbijasz serca, dotykasz serca, wykradasz
serca, wyrywasz serca. Ot co. Pełnią domu odbić się od jęku, od
lęku, od bólu, zradzasz go dzień za dniem, cierpieniem
istot. Nauka nieznośnej obietnicy, obecność urojona, walkami
wiatraków rozdajesz członki, ssiesz miłość mlekiem
matko-córczynej nieuważności, wielbiąc w podgardle nóż.
Łapczywie wykręcasz ręce, nie mieści
się moszczona z wdziękiem phurba, zaklęcia na demony - precz, won,
degustujesz smakiem serca brutalność czarnego świata, lekko
wystawiasz twarz w grymasie, igrając z niezrodzonym wszechbytem.
Brudzisz ręce, brudzisz serce, brudzisz język w czerwieni
krwiożerczych ust. Nieodzownie demonami w zaklęciu przeciw,
stawiasz się. Niezręczne środki do perfekcji, opanowując istotą,
rodzisz mię w bólach, rodząc się w bólach, klnąc
nienarodzone ekstazą życie, podbrzuszem wypływa, wykluwa,
poroniony pomysł miłości.
Mandragora z piekieł wisielczego
nasienia piskiem drapie splot słoneczny, wypaczając iluzoryczny
chaos dobroci współobecnej. I świetlik sowi zaiskrzył próbą
ostrzeżenia, trucizna smakowitsza, jękiem pohukiwania unosisz,
znosisz, wznosisz, kolejną statuę wolności jaźni własnej,
upiorną statuę wolności nieutraconego lotosu, mdłą statuę
wolności rozgrywającej pomstę żywej Kali, delektując
współczuciem migawki rozkoszy tańca śródstopia.
Igrasz mgnieniem śmiercionośnego. Jednakowoż piórkowym
okiem mrugniesz w zapomnieniu, zrywając zasłonę potęgi milczenia.
Fantasmagoria.
środa, 31 października 2012
wtorek, 30 października 2012
so she woke up...
życie filmowe
ulica i ona
podąża spokojem smutku
wśród nieznośnego absurdu
zwierzęcego tłumu
dźwięki oddające treść myśli
i obraz zastygniętego w skupieniu czoła
lekkim krokiem oddaje nostalgię
tęsknoty ciągnącej się
w nieskończoność
nieznane do niedawna poczucie miłości totalnej
powraca wspomnieniem
odchodząc z dnia na dzień
coraz bardziej
w (nie)pamięć ciała
gdy tylko rozpościera skrzydła
pojawia się jakiś on
wracając niedelikatność bólu
złamanego od narodzin serca
chciałaby już
już dziś
wyzwolić się od tych paranoi
dziecięcego lęku
w walce o miłość
dotknąć chwilą niezaprzeczalnego szczęścia
bezwarunkowej miłości
i tęsknić już zawsze
ku osiągalnemu
źródłu
ulica i ona
podąża spokojem smutku
wśród nieznośnego absurdu
zwierzęcego tłumu
dźwięki oddające treść myśli
i obraz zastygniętego w skupieniu czoła
lekkim krokiem oddaje nostalgię
tęsknoty ciągnącej się
w nieskończoność
nieznane do niedawna poczucie miłości totalnej
powraca wspomnieniem
odchodząc z dnia na dzień
coraz bardziej
w (nie)pamięć ciała
gdy tylko rozpościera skrzydła
pojawia się jakiś on
wracając niedelikatność bólu
złamanego od narodzin serca
chciałaby już
już dziś
wyzwolić się od tych paranoi
dziecięcego lęku
w walce o miłość
dotknąć chwilą niezaprzeczalnego szczęścia
bezwarunkowej miłości
i tęsknić już zawsze
ku osiągalnemu
źródłu
poniedziałek, 29 października 2012
niedziela, 28 października 2012
zastygam w zapachu
jakimś cudem znów dotykasz przestrzenią
dłoń odciska się na ramieniu
słodko mrużysz oczy
sen nadchodzi
ku spotkaniu myśl krąży
słodki dotyk obecności
czyste piękno
niezjednanego współistnienia
radością przytulam gdy
ożywczo śmiejesz się
w odczuciu
zastygam w bezruchu
uśmiech się błąka
kąciki ust promiennie
rozciągnięte
lekkość serca
opanowuje ciało
bliskość
istotą przecież
miłości
czuję cię
czuję
...
chwilą ulotną
Jesteś
jednak Jesteś
...
jakimś cudem znów dotykasz przestrzenią
dłoń odciska się na ramieniu
słodko mrużysz oczy
sen nadchodzi
ku spotkaniu myśl krąży
słodki dotyk obecności
czyste piękno
niezjednanego współistnienia
radością przytulam gdy
ożywczo śmiejesz się
w odczuciu
zastygam w bezruchu
uśmiech się błąka
kąciki ust promiennie
rozciągnięte
lekkość serca
opanowuje ciało
bliskość
istotą przecież
miłości
czuję cię
czuję
...
chwilą ulotną
Jesteś
jednak Jesteś
...
" to nasza pierwsza wspólna jesień "
- powiedziałeś dwa miesiące temu...
wczoraj jesień przeminęła.
jesień bez Ciebie, jesień wcale nie wspólna..
biel lśni za oknem, białe noce,
długie wieczory,
gałęzie pokryte kilkucentymetrową warstwą puchu
znienacka
świat z zieleni błogiego lata
wybielił się
do cna
w oddzielności niepojętej
gdzież ta jesień upragniona?
ukochana?
zawsze taka długa, piękna, najcudniejsza...
i tak chciałam uświadczyć górskiej jesiennności,
pożółkłych liści, czerwonych koron,
resztek letniego słońca
...
lanckorońskiego oddechu jesieni...
nagle zima spętała nam kroki
trochę jakby odnalazła
wspólny oddech
w tej jedności poza zdarzeniami
istniejącej
niezniszczalni jak Wadżra...
nieporuszeni jak góra..
czyści jak lotos..
silni jak lew..
Dom..
doskonałość od samego początku..
piątek, 26 października 2012
w Nowe droga...
kolejny etap Drogi.
znów pakuję pudła, rozdaję ubrania, trafiam na pamiętniki sprzed lat...
przeprowadzka.
ze starego w Nowe.
przemierzając przestrzeń polskości
w poszukiwaniu lepszej siebie
jakby miejsce mogło nadto zmienić
lecz wiara nie ustaje
w lepsze jutro
i lepszą siebie
odczytuję wersy sprzed lat
upojnej maniakalnej depresyjności
późniejszych prób
zażycia tchu własną pełną piersią
a dziś...
także
lęki blokują niezłomność
lecz i spokoju zaznałam
w sobie
Domu dotknęłam
w człowieku drugim
odnajdując go dzięki temu
w sercu
własnego istnienia złudnego
bez tego doświadczenia
marną próbą
zdaje się człowieczeństwo
wróciłeś
by dotknąć raz jeszcze serca
choć z oddali
nawet nie potrafimy
przekazać
wyrazu istoty spotkania
pełni osiągniętej
marnym człowieczym zachwytem
wspólnej obecności
chcąc
dotrzeć do siebie
roztoczyliśmy aurę złudy
(nie)możliwością współbycia
delektując się przywiązaniem do przyjemności
resztki obłędu
stoczyły się skałą
zrozumienia
przepadły
czystym
dotykasz dziś umysłem
a ja...
pakuję znów worki
pudła
plecak
w poszukiwaniu lepszej siebie
...
znów pakuję pudła, rozdaję ubrania, trafiam na pamiętniki sprzed lat...
przeprowadzka.
ze starego w Nowe.
przemierzając przestrzeń polskości
w poszukiwaniu lepszej siebie
jakby miejsce mogło nadto zmienić
lecz wiara nie ustaje
w lepsze jutro
i lepszą siebie
odczytuję wersy sprzed lat
upojnej maniakalnej depresyjności
późniejszych prób
zażycia tchu własną pełną piersią
a dziś...
także
lęki blokują niezłomność
lecz i spokoju zaznałam
w sobie
Domu dotknęłam
w człowieku drugim
odnajdując go dzięki temu
w sercu
własnego istnienia złudnego
bez tego doświadczenia
marną próbą
zdaje się człowieczeństwo
wróciłeś
by dotknąć raz jeszcze serca
choć z oddali
nawet nie potrafimy
przekazać
wyrazu istoty spotkania
pełni osiągniętej
marnym człowieczym zachwytem
wspólnej obecności
chcąc
dotrzeć do siebie
roztoczyliśmy aurę złudy
(nie)możliwością współbycia
delektując się przywiązaniem do przyjemności
resztki obłędu
stoczyły się skałą
zrozumienia
przepadły
czystym
dotykasz dziś umysłem
a ja...
pakuję znów worki
pudła
plecak
w poszukiwaniu lepszej siebie
...
czwartek, 18 października 2012
przez chwilę będąc czyjaś
w czyimś biciu serca
myśleniu słów i obrazów
wymawianiu dźwięków
przez chwilę będąc czyjaś
w pełnej zgodzie
z naturalnością umysłu
porozumieniu ponad
jesteś dziś w nim
prowadzi cię ku światłu
czuję
przychodzisz tak lekko
lecz serce wariuje
w wysokiej temperaturze
pragnień
nieukojonych
w czyimś biciu serca
myśleniu słów i obrazów
wymawianiu dźwięków
przez chwilę będąc czyjaś
w pełnej zgodzie
z naturalnością umysłu
porozumieniu ponad
jesteś dziś w nim
prowadzi cię ku światłu
czuję
przychodzisz tak lekko
lecz serce wariuje
w wysokiej temperaturze
pragnień
nieukojonych
Noc
Przez wszystkie ciemne godziny wszędzie
naprawia i prostuje ludzkie serca i języki
i rozwesela świt —
bezpieczni, zagrzebani w kocach:
szeptanie do ucha i delikatne kąsanie mokrych warg
wygładzanie brwi i palce sunące w górę łydki,
lizanie szyi i łaskotanie stwardniałej
piersi mruganiem powieki, przebieganie
palcami po cienkiej skórze na piersi,
wyczuwanie arterii splatających się we wklęśnięciu pachwiny,
wyginanie grzbietu w łuk, kołysanie się na bok
pochylanie się w przód, opadanie na czworaki.
pogryziony język i drżące łydki,
splecione dłonie i splątane nogi,
wysunięta broda i stłumiony jęk,
zgarbione łopatki i pulsowanie w brzuchu.
zęby zatopione w języku, palce u stóp zagięte.
zaciśnięte powieki i szybki oddech.
włosy zupełnie splątane.
radio które grało do rana.
bezgłośnie kręcąca się płyta.
półprzymknięte drzwi kołyszące się w zawiasach.
papieros, który wypalił się do końca.
pestki melona wyplute na podłogę.
zmieszany śluz wysychający na ciele.
nie zgaszone światło w drugim pokoju.
wszystkie koce zrzucone na podłogę i ptaki
świergocące na wschodzie.
usta pełne winogron i ciała luźne jak liście.
uspokojone serca, leniwa pieszczota, szybka wymiana
spojrzeń po której oczy zamykają się znowu,
pierwsze promienie słońca zadają cios cieniom.
[ Gary Snyder ]
tłum.:
Adam Szostkiewicz
Przez wszystkie ciemne godziny wszędzie
naprawia i prostuje ludzkie serca i języki
i rozwesela świt —
bezpieczni, zagrzebani w kocach:
szeptanie do ucha i delikatne kąsanie mokrych warg
wygładzanie brwi i palce sunące w górę łydki,
lizanie szyi i łaskotanie stwardniałej
piersi mruganiem powieki, przebieganie
palcami po cienkiej skórze na piersi,
wyczuwanie arterii splatających się we wklęśnięciu pachwiny,
wyginanie grzbietu w łuk, kołysanie się na bok
pochylanie się w przód, opadanie na czworaki.
pogryziony język i drżące łydki,
splecione dłonie i splątane nogi,
wysunięta broda i stłumiony jęk,
zgarbione łopatki i pulsowanie w brzuchu.
zęby zatopione w języku, palce u stóp zagięte.
zaciśnięte powieki i szybki oddech.
włosy zupełnie splątane.
radio które grało do rana.
bezgłośnie kręcąca się płyta.
półprzymknięte drzwi kołyszące się w zawiasach.
papieros, który wypalił się do końca.
pestki melona wyplute na podłogę.
zmieszany śluz wysychający na ciele.
nie zgaszone światło w drugim pokoju.
wszystkie koce zrzucone na podłogę i ptaki
świergocące na wschodzie.
usta pełne winogron i ciała luźne jak liście.
uspokojone serca, leniwa pieszczota, szybka wymiana
spojrzeń po której oczy zamykają się znowu,
pierwsze promienie słońca zadają cios cieniom.
[ Gary Snyder ]
tłum.:
Adam Szostkiewicz
środa, 17 października 2012
tęsknota
" When Woman enters the Temple of her Heart
and says no to the illusion,
She Heals the World. "
and says no to the illusion,
She Heals the World. "
obecność męskości dookoła
budzi jedynie
wspomnienie bliskości
niezjednanej
nie ma równych
form
tamtejszości
dźwięk przyprawia
nozdrza o zapach oddechu
skórę o smak potu
serce o ból tęsknoty
jak wiele jeszcze
otrzymać muszę nauk
życia
by zaakceptować
rzeczywistość
w swej zmiennej istocie
tym utworem rozebrałeś mnie do naga
tym dotknąłeś mojego serca
tym objąłeś wędrując nocą miasta
tym łzę uroniłeś tęskną
tym pożegnałeś
tym dźwiękiem obudziłeś czującą istotę
tym wiedźmę
tym dziecko
tym niewinność
tym mądrość
tęsknotę
próbuję oszukać
rozmyte granice
rzeczywistości
obnażają umysł
tylko w tej nieprzejednanej jasności
jesteśmy czyści
i uparcie wciąż razem
może choć tyle
udało się ocalić...
" Jeśli głębia twojego serca nie będzie odważnie uwodzić i pobudzać do życia głębokiej i nieustraszonej świadomości mężczyzny, wtedy twój wrodzony przepływ emocji może go aktywnie odpychać - nawet jeśli autentycznie cię kocha.
Dopóki nie otworzy się na wolność głębokiej świadomości, jego największym lękiem będzie utracenie ledwo zdobytej pozornej wolności poprzez zaplątanie w pozornych ograniczeniach życia lub ciebie, w tym również w pętach twojej miłości. "
[ Deida ]
niedziela, 14 października 2012
kolejna jesień...
...jesień od nowa
gdy znów
roztrzaskane kryształem marzenia
legną w gruzach
kolejna próba
rozpostarcia skrzydeł
ponad
zderzeniem z twardociałem betonu
ostrożnie podnoszę głowę
próbą pokonania
lęku
dopiero co
odnalezienie Domu
wyzwoliło odwieczny spokój serca
dziś
Dom jest w schronieniu
pilnie strzeżonym
rozświetloną istotą
rzeczy
czasem tylko
krótką chwilą puszczają barwy ochronne
i łza kamienna
stacza się ciałem
przychodzisz tak silnie
gdy obecność Najwyższa uśmiech śle
wchodzisz z impetem
w przestrzeń umysłu
rozplatając hipokrytyczne
"jest dobrze"
zapachem, oddechem, dotykiem
drgnie lekkie wspomnienie
doskonałości
niezniszczalna wola Prawdy
roznieciła ogień
zalewając oceanem niecierpliwości
następstwa
wchodzisz prędkością światła
milczeniem
w najczulszą pustkę
...jesień od nowa
gdy znów
roztrzaskane kryształem marzenia
legną w gruzach
kolejna próba
rozpostarcia skrzydeł
ponad
zderzeniem z twardociałem betonu
ostrożnie podnoszę głowę
próbą pokonania
lęku
dopiero co
odnalezienie Domu
wyzwoliło odwieczny spokój serca
dziś
Dom jest w schronieniu
pilnie strzeżonym
rozświetloną istotą
rzeczy
czasem tylko
krótką chwilą puszczają barwy ochronne
i łza kamienna
stacza się ciałem
przychodzisz tak silnie
gdy obecność Najwyższa uśmiech śle
wchodzisz z impetem
w przestrzeń umysłu
rozplatając hipokrytyczne
"jest dobrze"
zapachem, oddechem, dotykiem
drgnie lekkie wspomnienie
doskonałości
niezniszczalna wola Prawdy
roznieciła ogień
zalewając oceanem niecierpliwości
następstwa
wchodzisz prędkością światła
milczeniem
w najczulszą pustkę
poniedziałek, 24 września 2012
" Ta swawolna dziewczyna jest wszechobecna. Ona cię kocha. Nienawidzi cię. Bez niej twoje życie byłoby bezustanną nudą. Ale ona ciągle płata ci figle. Gdy chcesz się jej pozbyć, lgnie do ciebie. Pozbyć się jej, to pozbyć się własnego ciała - ona jest taka bliska. W literaturze tantrycznej nazywa się ją zasadą dakini. Dakini jest swawolna. Igra z twoim życiem. "
[ Trungpa Rinpoche ]
[ Dakini Maczig Labdron ]
sobota, 22 września 2012
Bawisz się dzień za dniem światłem wszechświata,
Przychodząc w odwiedziny, delikatna, zjawiasz się w kwiecie i w wodzie.
Jesteś czymś więcej niż tą białą główką, którą
jak winne grono biorę codziennie w dłonie.
Nie jesteś do nikogo podobna, od kiedy cię kocham.
Pozwól, bym cię położył między wieńcami z żółtych kwiatów.
Kto pisze twoje imię literami z dymu wśród gwiazd Południa?
Ach, pozwól, bym cię wspominał, jaką byłaś wtedy, kiedy nie istniałaś jeszcze.
Nagle wiatr wyje i tłucze w moje okno zamknięte.
Niebo jest siecią wypelnioną mrocznymi rybami.
Tu idzie uderzenie wszystkich, wszystkich wiatrów.
Rozbiera się deszcz.
Lecą uciekając ptaki.
Wiatr. Wiatr.
Mogę walczyć tylko przeciw ludzkim siłom.
Burza zgarnia ciemne liście
I zrywa wszystkie łodzie, które wieczorem przycumowano do nieba.
Ty tu jesteś. O, ty nie uciekasz.
Będziesz mi odpowiadać aż po ostatnie wołanie.
Zwiń się w kłębek przy mnie, jakbyś się lękała.
Kiedyś jednak przebiegł tajemniczy cień przez twoje oczy.
Teraz, także teraz, moja mała, niesiesz mi wiciokrzewy
i nawet piersi masz pachnące.
Podczas kiedy wiatr smutny galopuje zabijając motyle,
kocham cię, a moja miłość gryzie twoje śliwkowe usta.
Jakże cię musiało boleć twoje przyzwyczajenie do mnie,
do mojej duszy samotnej i dzikiej, do mojego imienia, które wszyscy odpędzają.
Widzieliśmy tyle razy płonącą jutrzenkę całującą nasze oczy
i nad naszymi głowami zmierzchy rozwijające się w ruchome wachlarze.
Moje słowa spływały na ciebie pieszczotą jak deszcz.
Kochałem od dawna twoje ciało ze słonecznej masy perłowej.
Myślę nawet, że jesteś władczynią wszechświata.
Przyniosę ci z gór radosne kwiaty, copihues,
ciemne orzechy laskowe i dzikie kosze pocałunków.
Chcę zrobić z tobą
to, co wiosna robi z czereśniami.
[ Neruda ]
Pa.
Stoi
na dworcu, stabilnie, On. I pies, tak.
Jeszcze szuka twarzy znajomej w zatłoczeniu autobusu.
Jeszcze szuka twarzy znajomej w zatłoczeniu autobusu.
Może
to już, może ostatni raz.
Siedzi
spokojnie i zwierz na krótkiej smyczy. Smutno też patrzy.
Znajda,
ot. I jemu zachciało się bodhisattwy po własnym piekle.
Ona
zaciska wargi, w gorączce kupuje bilet.
Przyciska
dłoń do szyby.
On
unosi rękę, w geście pożegnania, jak przystało na miłość.
Może
jakaś łza zamoczyła jesienny chodnik.
To
pa. Pa.
piątek, 21 września 2012
esencja.
Nie czuć trwogi przed deszczem.
Nie czuć trwogi przed wiatrem.
Mieć silne ciało, któremu nie straszny śnieg ni letni skwar.
Nie być chciwym i nigdy nie wpadać w gniew.
Na twarzy zawsze nosić cichy uśmiech.
Żyć czterema miskami brązowego ryżu, miso i odrobiną warzyw dziennie.
W każdej sytuacji, nie myśląc o sobie, troszczyć się o innych.
Patrzeć, słuchać, rozumieć i nie zapominać.
Mieszkać w chatce krytej strzechą, w cieniu polnej brzozy.
Gdy na wschodzie zachoruje dziecko, zaopiekować się nim.
Gdy na zachodzie zmęczona matka dźwiga worek ryżu na plecach, wyjść jej z pomocą.
Gdy na południu ktoś umiera, uspokoić go, że nie ma się czego bać.
Gdy na północy kłócą się i sądzą, kazać im przestać, bo to nie ma sensu.
W czasie suszy zraszać ziemię łzami.
W zimne lato chodzić niespokojnie.
Nie być przez nikogo chwalonym
a wręcz przeciwnie,
przez wszystkich wokół od pomyleńców być wyzywanym,
lecz nie przejmować się tym —
— takim kimś pragnę zostać.
[ Miyazawa Kenji ]
czwartek, 20 września 2012
środa, 19 września 2012
♥
jeśli to nie to, to czymże będzie Ostateczne Spotkanie???
jakiej mocy jeszcze nie znam, jakie zrozumienie jeszcze nie jest mi dane, jakiej pewności jeszcze nie dotknęłam, że ten ogrom potencjału okazuje się błędny...?
adio kerida.
wtorek, 4 września 2012
słowo i cyk
rozpada się szkwał
dobrego wietrzyska
bliżej
leją po mordzie
natrętne strachy
wychodzą spod podeszw
waleczne macki
pstryk
drżeniem głosu
wpadamy w jęki
niespójnej wątpliwości
radosnych marzeń
bliskość rozkrada
nas z samotności
galopując nadrozptropnie
wśród tykania zegara
biologicznego
pięść o stół rąbnie
bezradnie odległa obecność
niepotulny baranek
kopytem w splot
słoneczny
jest!
już jest!
o to !
to!
tak zwana
miłość !
poniedziałek, 3 września 2012
niedziela, 2 września 2012
' to tak, jakby ktoś biel ze śniegu wziął, kazał mu lśnić... '
delikatność
otarta znienacka
o nieumiejętność realnej uwagi
własnej
podburzenie
murów
podstaw
by bramy rozwierać
wspomnienie
...
Gdy jesteś to już Dom
Inaczej tylko przedsionek
...
poranek pierwszej otwartości
wrócił sercu
Źródło
wzruszenie
ponownego
zanurzenia się
nieuwagą Jestem
a przecież
sami stawiamy mury
roztwieramy bramy
naiwnie wierząc
w powrót
do Domu
upatrując wiecznie
w Sobie
i dualnych przestrzeniach
otwarcia
ku Źródłu
lustrem
wiedzę burzę
o samoistnieniu
daremne ukazanie zrozumienia
poświadcza
jedynie na niekorzyść
a przecież
zrozumienie
bez doświadczenia
nic nie warte
stuk stuk
opuszki
próbują nazwać nienazywalne
jak gdyby
wyzwolenie
zawarte w słowie być mogło
paść twarzą do ziemi
trawa wedrze się w oczodoły
nozdrza połaskotane wonią życia
smak czystej czarnej ziemi
zazgrzyta w zębach
otulenie ziemskim ciałem
by wybuchnąć
znów
i znów
narodzić się z lęku
być dla Kogoś
istotą rzeczy nie do zniesienia
wśród banalnych nienaturalnych
tutejszych obecności
jak wiele jeszcze...
jak bardzo wciąż wiele...
piątek, 31 sierpnia 2012
potencjał niedościgniony
dotyk obecności
smutkiem skropiony
gdy niemożliwe
natręctwem komunikacji
staje się
Zrozumienie
potencjał
zastyga
w zamrożeniu
niedobór radości
przytłoczonej trucizną
emocji
wahasz się
między słowami
gdy obecność nauczy nas
zawierzenia
trucizny
zwyciężymy
czwartek, 30 sierpnia 2012
ambiwalencja
gdy lęk
przeszył na wskroś
ciało
ciało
osłupiało
zaniemówiło
zaprzestało
się
być
skorzystać z zaproszenia
do przekroczenia
siebie
samo
granice opadających bólem powiek
przebić
dla poznania
zasztyletowane
rozkoszą
ciało
wije się we łzach
jęki
ambiwalencji

" -Co to jest seks, akt seksualny? Dlaczego to jest takie... absorbujące?
- Dla ciebie akt seksualny jest wyspą, na którą uciekasz przed samym sobą.
- Co to znaczy to obrazowe porównanie?
- Akt seksualny jest przeżyciem tak intensywnym, tak ograniczonym, że twoja świadomość zatraca się w nim zupełnie, zatraca się doszczętnie. Tak, że cię wtedy nie ma. Nie ma twojej świadomości, a kiedy nie ma świadomości, nie ma ciebie, nie ma konfliktów , nie ma lęku, nie ma udręki, nie ma żadnych cierpień psychicznych.
Lecz tobie, który więdniesz, który usychasz w czasie, który konasz w czasie jak w łożu boleści przedłużającej się w nieskończoność choroby - jakże musi wydawać się krótki ten pozaczasowy moment uniesienia, prawdziwego, pozaświadomego bycia. "
[ Sted ]
środa, 29 sierpnia 2012
posmak jesieni
znów jesień
wtoczyła się niezauważalnie
w ruch konarów
nieporadnie zbliża się czas
słodkiego szurania liśćmi
czas składania do piwnicy
zapasów
energii
pierwszy posmak jesieni
na język wiatr przywiał
lubię tę chwilę
odkrywania
"to już"
już.
już dziś.
zaczyna się.
przedstawienie
feerii barw
grząskich myśli
kubków kakao
ciepłych koców
ciepłych koców
puszystych wieczorów
wspomnień
zmian
nowych rozdziałów
jesieni
cóż tym razem przyniesiesz
najpiękniejszy czasie zmian??
wtorek, 28 sierpnia 2012
kobiecość
zrozumieć kobiecość
dotknąć poziomu zaprzeczanego
kulturą
budzi się chęć bliskości
dotyk
czymże by nie był
potrzebą
dawania
brania
obdarowanie pięknem zwiemy
branie - niedostakiem
lecz tymże samym przecież
w emocjonalnych lukach
w oczywistości błogości
w rozkoszy rzeczywistości nieobecnej
radowanie
kobiecą formą
przejawiane obłokiem domysłów
niedopieszczonych uczuć
ciał
dotknąć tej formy
dotknąć jej smaku
wybrać niepodzielność
marne są próby nauki
współodczuwania
wbrew widmu doświadczeń
łagodność
dla J., w podzięce za wiarę
dotyk dłoni upragnionej
tęsknotą
obmywa ciało strażnika nocy
słonym policzkiem
potoczona ku posłaniu
łza
otuleniem energii
przywracasz mi żywot
prawdy
naturalności doskonałej mądrości
zgłębiam czułość o świcie
kot mruczy
przeczuwając drżenie przedsionków
skołatanego serca
nadchodzisz delikatnie
królowo łagodności
labiryntem lęków, bólu i niewygody
opuszkiem
odgarniasz kosmyk
całujesz powieki
pewność
przygniata ciałem różnice
zdań pomieszania
*
a jednak jesteś
wróciłaś
sekundą objawiasz się sobie
serce
Dom niezbywalny
sobota, 25 sierpnia 2012
" Partnerem dla Dzikiej Kobiety jest człowiek o wielkiej wytrwałości i wytrzymałości; ten, kto wysyła swój instynkt, by wkopał się pod namiot wewnętrznego życia kobiety i zrozumiał to, co tam zobaczy i usłyszy. Dobry partner to człowiek, który stale powraca i stale próbuje zrozumieć, który nie pozwala, by zatrzymały go błyskotki na drodze.
Tak więc nakazanym przez naturę zadaniem mężczyzny jest odnaleźć jej prawdziwe imiona i nie nadużyć tej wiedzy do zdobycia nad nią władzy, ale raczej wykorzystać ją, by się zbliżyć i zrozumieć duchową substancję, z której jest zrobiona, pogrążyć się w Niej, otulić Nią, zadziwić, doznać wstrząsu, nawet przerazić. I zostać z tym. I wyśpiewać dla Niej Jej imiona. Od tego Jej oczy nabiorą blasku. I jego oczy nabiorą blasku. "
[ Estes ]
piątek, 24 sierpnia 2012
" Ciało to fundament dla osiągnięcia mądrości. Zasadniczo ciała kobiet i mężczyzn są do tego jednakowo wyposażone. Jeśli jednak dążenie kobiety jest silne, jej potencjał będzie wyższy. "
[ Guru Rinpoche ]
" Pewnego dnia Saraha poprosił żonę, by mu przyrządziła rzodkiew z curry. Żona przygotowała potrawę, lecz Saraha tymczasem wszedł w głęboką medytację, w której pozostał przez dwanaście lat. Kiedy z niej wyszedł, od razu zapytał, co z jego potrawą. Żona była zaskoczona: "Byłeś w medytacji przez dwanaście lat; teraz mamy lato i nie ma rzodkwi." Saraha postanowił, że uda się na dalszą medytację w góry. "Odosobnienie fizyczne to nie jest prawdziwa samotność" - rzekła na to kobieta. - "Najlepszym rodzajem samotności jest całkowite uwolnienie się od z góry powziętych poglądów i uprzedzeń sztywnego i wąskiego umysłu, a także od wszelkich etykietek i koncepcji. Jeżeli ty się budzisz z dwunastoletniego samadhi i wciąż jeszcze się czepiasz tej rzodkwi sprzed dwunastu lat, co ci może dać odejście w góry?" Saraha posłuchał żony i po pewnym czasie osiągnął najwyższą realizację mahamudry. "
[ źródło: http://www.buddyzm.edu.pl/cybersangha/page.php?id=44 ]
czwartek, 23 sierpnia 2012
wtorek, 21 sierpnia 2012
" Tutaj wyraża się karma trzech ludzi; Japhy Ryder dąży na szczyt góry i zdobywa go, ja prawie dochodzę do celu, lecz poddaję się, by skulić się w przeklętej jaskini ponownych narodzin, ale najsprytniejszy ze wszystkich to poeta nad poetami, który leży z założonymi nogami, wdychając zapach kwiatów zapatrzony w niebo, zasłuchany w ciurkanie strumieni. "
[ Kerouac]
" I żyłem. Tak, jak kochałem żyć. Z całej duszy z całych sił. Między świętą Jawą a świętym Majakiem byłem dziecięciem tej spółki. Tak żyłem. Aż szumiało mi w głowie. Aż słyszałem ten szum. I pomyślałem kiedyś, że to może nie w głowie mi szumi, a może tak szumi powietrze do koła. Pomyślałem, że ja już może doszedłem do tego, że słyszę, jak szumi powietrze ukochane. "
[ Sted ]
sobota, 18 sierpnia 2012
piątek, 17 sierpnia 2012
środa, 15 sierpnia 2012
piątek, 10 sierpnia 2012
piątek, 3 sierpnia 2012
czwartek, 2 sierpnia 2012
' ten księżyc, niech się w pełnię spełnia '
Oto jest noc tańczących snów
i wschodzi nów na niebo znów
jak sekret, który do połowy
mówiłem tobie w inny czas
gdy nów podobny drżał i gasł
tuż ponad cieniem twojej głowy.
I dziś, jak wtedy, palcem weń
wskazując, rzekłaś: „Drogi, zmień
ten księżyc, niech się w pełnię spełnia”.
I nagle – burza srebrna, i
zbratane usta aż do krwi
przecięła zwierciadlana pełnia.
[ Gałczyński ]
tuż ponad cieniem twojej głowy.
I dziś, jak wtedy, palcem weń
wskazując, rzekłaś: „Drogi, zmień
ten księżyc, niech się w pełnię spełnia”.
I nagle – burza srebrna, i
zbratane usta aż do krwi
przecięła zwierciadlana pełnia.
[ Gałczyński ]
wtorek, 31 lipca 2012
piątek, 27 lipca 2012
czwartek, 26 lipca 2012
góra. chmury pękały czarne.
poszłabym z Tobą w góry.
Ty i ja i góra.
góra i ja i Ty.
pójść na wrzosowisko i zapomnieć wszystko.
(szkoda, że nie da się zapomnieć.)
poszłabym z Tobą w góry.
Ty i ja i góra.
lecz
nie chodzisz już solo.
nie tańczysz już solo.
nie dotykasz już solo.
nawet Twój głos pobrzmiewa z echem.
(przecież nie jesteśmy już sami.)
poszłabym z Tobą w góry.
Ty i ja i góra.
tańczyć na polanie.
wystawiać zarumienioną od wysiłku twarz do słońca.
sałatkę z czosnkiem niedźwiedzim zjeść.
zrzucić z pleców ból zmęczenia.
zbierać jagody.
(wilcze.)
poszłabym z Tobą w góry.
Ty i ja i góra.
My i góra.
góra.
((bo nie ma nas.))
Ty i ja i góra.
góra i ja i Ty.
pójść na wrzosowisko i zapomnieć wszystko.
(szkoda, że nie da się zapomnieć.)
poszłabym z Tobą w góry.
Ty i ja i góra.
lecz
nie chodzisz już solo.
nie tańczysz już solo.
nie dotykasz już solo.
nawet Twój głos pobrzmiewa z echem.
(przecież nie jesteśmy już sami.)
poszłabym z Tobą w góry.
Ty i ja i góra.
tańczyć na polanie.
wystawiać zarumienioną od wysiłku twarz do słońca.
sałatkę z czosnkiem niedźwiedzim zjeść.
zrzucić z pleców ból zmęczenia.
zbierać jagody.
(wilcze.)
poszłabym z Tobą w góry.
Ty i ja i góra.
My i góra.
góra.
((bo nie ma nas.))
staruszka
czasem budzę się i jestem taka stara.
dodaję miodu do herbaty
i myślę sobie, jakie to dziwne,
że ten rok dla moich wnuków jest abstrakcją
i że to niewiarygodne,
bo urodziłam się w poprzednim wieku
i pamiętam jeszcze czasy wojny,
a oni tacy młodzi jeszcze, niewinni...
po chwili dociera do mnie, że to nieprawda...
zmęczona jestem chwilami, tak bardzo zmęczona,
tym widzeniem i rozumieniem.
nie wiedzieć czemu,
aż do czasu dorosłości żyłam w przekonaniu,
że myślimy tak samo.
ba, że tak samo czujemy.
tylko niektórzy z nas po prostu wybierają inne drogi, nie podążają za sobą.
może tak właśnie jest, skoro potrafimy się zrozumieć...?
pomocna jest ta klarowność.
robisz to i to, bo to i to, a w konsekwencji to i to.
wszystko jasne, brak pytań właściwie.
ciężko mieć przez to żal do kogokolwiek,
nawet gdyby miał być 'słuszny'.
a chciałoby się czasem.
chwilami pojawia się we mnie siedemdziesięcioletnia kobieta,
która odchowała już dzieci i wnuki
i może w końcu spokojem zasiąść
do pisania i do książek,
do podróży w nieznane,
i miłości tej mądrej.
i to nieustające poczucie,
że krótkie to życie,
że już zaraz koniec,
że tuż tuż i kolejne...
zbyt krótka jest linia życia.
środa, 25 lipca 2012
cięcie
odciąć przywiązanie do erotyki.
odciąć przywiązanie do seksu.
odciąć przywiązanie do kochanka.
odciąć przywiązanie do dotyku.
odciąć przywiązanie do wspólnych doświadczeń.
odciąć przywiązanie do siebie w jego oczach.
odciąć przywiązanie do siebie w nim.
odciąć przywiązanie do niego w moich oczach.
odciąć przywiązanie do niego we mnie.
odciąć przywiązanie do nas.
uwolnić tęsknotę.
znów tniemy.
wizje, spojrzenia, przywiązania, spostrzeżenia, rozpamiętania, oceny, obrazy.
tniemy.
i zostaje tylko radość.
słodka radość.
choć wciąż bólem podszyta.
[[ tylko jak tu się nie zakotwiczyć w takiej jakości... ? ]]
wtorek, 24 lipca 2012
Jestem. ♥
Zaczytałam
się w sobie samej. Ciekawość. Wróciłam do czasu sprzed dwu lat.
Gdy rozstanie trudne postawiło mnie na własne nogi życia. To był
skarb, decyzje tamtejsze. Instynkt samozachowawczy znów wybronił mnie z chaosu.
Dziś umiem już wiele więcej. Rozstania nie kończą się wywrotem
do góry nogami życia, nie ma przeprowadzek, odcięć, strat
najbliższych. Nie ma utraty dzieci, pakowania książek i kubków, nagłego „co tu zrobić ze
swoim życiem”. Dziś już nie podejmuję pochopnych decyzji.
Nauczyłam
się też akceptować fakt, że chcę być 'po całości'. Że nie
bawię się w półśrodki. Że nie chcę już żadnych kompromisów,
tylko konsensus. Że związki bez wspólności to nie dla mnie. Że
wspólność bez codzienności to nie ja. Nie chcę półśrodków,
nie bawię się w półotwarte drzwi. Jestem to jestem. Jesteś to
bądź. Jesteśmy to idźmy. Razem.
Dlatego
tak dobrze mi się tu żyje. Samodzielnie, niezależnie, w
samoakceptacji. Ze sobą nie znam kompromisów.
Bolączki spotkań, rozstań, wyborów – są puste. Bo najgłębiej jest radość. Radość spotkania, radość doświadczania, radość nauki. Radość wierności sobie.
Bolączki spotkań, rozstań, wyborów – są puste. Bo najgłębiej jest radość. Radość spotkania, radość doświadczania, radość nauki. Radość wierności sobie.
Zaczytałam
się w sobie samej. Afirmacją tamtejszą – by być nawet boleśnie,
ale już tylko (!) szczerze.
I tak też się dzieje. Jestem w stanie znieść bardzo wiele i 'wziąć' człowieka naprawdę w całości - jeśli tylko czuję szczerość. Możemy się ranić, nie zgadzać, boleć, iść różnymi drogami - ale dopóki nie odchodzi tu wampiryzm energetyczny, dopóki jest wspólna nauka, dopóki nie czuję oszukań/manipulacji/kłamstw, dopóki czuję prawdziwość... - jestem z radością, wdzięcznością i pokorą.
Odczucie nieszczerości burzy we mnie zdolność współczującej miłości.
Spełnia się przepowiednia. Bolesne to doświadczenie, dać siebie nagą – człowiekowi. I zostać odtrąconą. Ale znów – jestem szczęśliwa, bo było szczerze. Bo potrafię spojrzeć w lustro, stanąć przed sobą samą i powiedzieć sobie prosto w oczy: 'Dałaś siebie, jaką jesteś.' To boli, pełne otwarcie. Jeszcze bardziej boli brak akceptacji mej pełni. Lecz szczerość i prawdziwość nakazuje mi to przyjąć. Pokora. Dziękczynnie uśmiecham się w przestrzeń. Ku sobie samej właściwie.
I tak też się dzieje. Jestem w stanie znieść bardzo wiele i 'wziąć' człowieka naprawdę w całości - jeśli tylko czuję szczerość. Możemy się ranić, nie zgadzać, boleć, iść różnymi drogami - ale dopóki nie odchodzi tu wampiryzm energetyczny, dopóki jest wspólna nauka, dopóki nie czuję oszukań/manipulacji/kłamstw, dopóki czuję prawdziwość... - jestem z radością, wdzięcznością i pokorą.
Odczucie nieszczerości burzy we mnie zdolność współczującej miłości.
Spełnia się przepowiednia. Bolesne to doświadczenie, dać siebie nagą – człowiekowi. I zostać odtrąconą. Ale znów – jestem szczęśliwa, bo było szczerze. Bo potrafię spojrzeć w lustro, stanąć przed sobą samą i powiedzieć sobie prosto w oczy: 'Dałaś siebie, jaką jesteś.' To boli, pełne otwarcie. Jeszcze bardziej boli brak akceptacji mej pełni. Lecz szczerość i prawdziwość nakazuje mi to przyjąć. Pokora. Dziękczynnie uśmiecham się w przestrzeń. Ku sobie samej właściwie.
Kochana
Dag zapowiedziała, że jeszcze z wysokiego konia spaść muszę, by
istnieć naprawdę w całości otwartego serca. I teraz znów, dziś - praca, by nie zamknąć serca. By nie zamknąć znów serca. By nie
uciec przed kolejnym bolesnym pęknięciem własnych naiwnych
idealistycznych nadziei.
To
już rok, odkąd po raz kolejny otworzyłam serce, w krótkim
podsumowaniu to dwanaście mocnych miesięcy, niezliczone spotkania,
podwójne 'złamanie' własnych wizji związkowych, najpiękniejsze czucia, słodkie
błogostany, morze radości, ogrom bólu serca, dotknięcie najbliższe, jakiego nie zaznałam, ruszenie
najpotężniejszych blokad, najlżejsza miłość, nauka 'puszczenia'
działania, oddanie w pełni, przyjęcie akceptacją zdawałoby się
niemożliwą, płonne wiary i błysk w oku. Dobry czas, słodki czas.
Dużo łez, jeszcze więcej bólu, morze radości i ocean pożytku.
Od
tamtego wariactwa sprzed kilku lat już wiem, że zamierzam być szczęśliwa. I choć
pokochałam z mocą niepojętą, nie zniszczę nam życia udając, że
to radość - bycia w wyobraźni, w przestrzeni, na odległość.
Serce mam otwarte, drzwi także. Chcesz być – bądź po całości.
Nie chcesz -
„Do
niewidzenia, do zapomnienia! Odchodzę, bo już nie mam czasu rzucać
więcej pytań na wiatr.” [Neruda]
Radość
wierności sobie. O tak.
Nie
zgub się, a się odnajdziesz. Nie zgub się, a powrócisz.
Żadnych
kompromisów, tylko konsensus.
„idź,
kochaj, i niech ci nie pomoże żadna na ziemi rzecz.”
[Blake]
Jestem
kim jestem, i mogę się rozwijać, iść do przodu. Ale dziś
jestem, kim jestem. I taką Siebie daję.
Prawdziwa.
Krok po kroku. Krok do przodu. Coraz dalej. Coraz bardziej. Coraz
mocniej.
Jestem.
♥
Subskrybuj:
Posty (Atom)