wtorek, 24 lipca 2012

Jestem. ♥



Zaczytałam się w sobie samej. Ciekawość. Wróciłam do czasu sprzed dwu lat. Gdy rozstanie trudne postawiło mnie na własne nogi życia. To był skarb, decyzje tamtejsze. Instynkt samozachowawczy znów wybronił mnie z chaosu. Dziś umiem już wiele więcej. Rozstania nie kończą się wywrotem do góry nogami życia, nie ma przeprowadzek, odcięć, strat najbliższych. Nie ma utraty dzieci, pakowania książek i kubków, nagłego „co tu zrobić ze swoim życiem”. Dziś już nie podejmuję pochopnych decyzji.

Nauczyłam się też akceptować fakt, że chcę być 'po całości'. Że nie bawię się w półśrodki. Że nie chcę już żadnych kompromisów, tylko konsensus. Że związki bez wspólności to nie dla mnie. Że wspólność bez codzienności to nie ja. Nie chcę półśrodków, nie bawię się w półotwarte drzwi. Jestem to jestem. Jesteś to bądź. Jesteśmy to idźmy. Razem.

Dlatego tak dobrze mi się tu żyje. Samodzielnie, niezależnie, w samoakceptacji. Ze sobą nie znam kompromisów.

Bolączki spotkań, rozstań, wyborów – są puste. Bo najgłębiej jest radość. Radość spotkania, radość doświadczania, radość nauki. Radość wierności sobie.

Zaczytałam się w sobie samej. Afirmacją tamtejszą – by być nawet boleśnie, ale już tylko (!) szczerze. 
I tak też się dzieje. Jestem w stanie znieść bardzo wiele i 'wziąć' człowieka naprawdę w całości - jeśli tylko czuję szczerość. Możemy się ranić, nie zgadzać, boleć, iść różnymi drogami - ale dopóki nie odchodzi tu wampiryzm energetyczny, dopóki jest wspólna nauka, dopóki nie czuję oszukań/manipulacji/kłamstw, dopóki czuję prawdziwość... - jestem z radością, wdzięcznością i pokorą. 
Odczucie nieszczerości burzy we mnie zdolność współczującej miłości.


Spełnia się przepowiednia. Bolesne to doświadczenie, dać siebie nagą – człowiekowi. I zostać odtrąconą. Ale znów – jestem szczęśliwa, bo było szczerze. Bo potrafię spojrzeć w lustro, stanąć przed sobą samą i powiedzieć sobie prosto w oczy: 'Dałaś siebie, jaką jesteś.' To boli, pełne otwarcie. Jeszcze bardziej boli brak akceptacji mej pełni. Lecz szczerość i prawdziwość nakazuje mi to przyjąć. Pokora. Dziękczynnie uśmiecham się w przestrzeń. Ku sobie samej właściwie. 

Kochana Dag zapowiedziała, że jeszcze z wysokiego konia spaść muszę, by istnieć naprawdę w całości otwartego serca. I teraz znów, dziś - praca, by nie zamknąć serca. By nie zamknąć znów serca. By nie uciec przed kolejnym bolesnym pęknięciem własnych naiwnych idealistycznych nadziei.

To już rok, odkąd po raz kolejny otworzyłam serce, w krótkim podsumowaniu to dwanaście mocnych miesięcy, niezliczone spotkania, podwójne 'złamanie' własnych wizji związkowych, najpiękniejsze czucia, słodkie błogostany, morze radości, ogrom bólu serca, dotknięcie najbliższe, jakiego nie zaznałam, ruszenie najpotężniejszych blokad, najlżejsza miłość, nauka 'puszczenia' działania, oddanie w pełni, przyjęcie akceptacją zdawałoby się niemożliwą, płonne wiary i błysk w oku. Dobry czas, słodki czas. Dużo łez, jeszcze więcej bólu, morze radości i ocean pożytku.

Od tamtego wariactwa sprzed kilku lat już wiem, że zamierzam być szczęśliwa. I choć pokochałam z mocą niepojętą, nie zniszczę nam życia udając, że to radość - bycia w wyobraźni, w przestrzeni, na odległość. Serce mam otwarte, drzwi także. Chcesz być – bądź po całości. Nie chcesz -
Do niewidzenia, do zapomnienia! Odchodzę, bo już nie mam czasu rzucać więcej pytań na wiatr.” [Neruda]

Radość wierności sobie. O tak.
Nie zgub się, a się odnajdziesz. Nie zgub się, a powrócisz.
Żadnych kompromisów, tylko konsensus.

idź, kochaj, i niech ci nie pomoże żadna na ziemi rzecz.”
[Blake]

Jestem kim jestem, i mogę się rozwijać, iść do przodu. Ale dziś jestem, kim jestem. I taką Siebie daję.
Prawdziwa. Krok po kroku. Krok do przodu. Coraz dalej. Coraz bardziej. Coraz mocniej.

Jestem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz