niedziela, 11 stycznia 2009
see the danger, always danger, endless talking, life rebuilding, don't walk away.
lubię sama schodzić do piwnicy. siadam wtedy na przeciw pieca i rur, oplecionych dziełami pajęczej sztuki, ogień podpala papierosa i nie ma dźwięków. nikt do mnie nie mówi, nie słyszę muzyki, nie trzeba na nic patrzeć i udawać, że się słucha. lubię samotnie delektować się papierosem.
dużo palę, dużo jem, dużo herbat i muzyki. dużo, jak na mnie, alkoholu, gdzieś między wieczorem a porankiem.
dużo we mnie siedzi, dużo ze mnie wychodzi.
takie [przed]pełniowe dni, gdy to wszystko albo wybucha, albo już totalnie się zakotwicza.
trzeba się uśmiechać i udawać, że wszystko jest w porządku. bo czasem jest.
każdy gest staje się zwykle zły, niepotrzebny, zbędny; i tylko czasem dobry, wart uwagi.
należałoby sądzić, że to wychodzenie do ludzi i śmianie się jest po prostu cyklicznym [przed]pełniowym zjawiskiem.
i tylko czasem zdaję sobie sprawę, że nagle ktoś zaczyna mnie drażnić, ktoś mi obojętnieje.
wtedy staram się tylko trochę skłamać i ładnie uśmiechnąć, a później mocno odprężyć.
jutro do pracy, ale to nic, to i tak jest tylko jakiś tam środek.
na teraz chciałabym tylko dla siebie wielki kubek gorącego kakao i tabliczkę czekolady z orzechami laskowymi, muzykę z 'Million DOllar Hotel'i gwieździstą noc za oknem.
i dziś już basta, dziś już nie tykam gorzkiej żołądkowej.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz