wtorek, 17 listopada 2009

H E Y


pięknie.
pięknie było.
cały, calutki koncert
tak pełen emocji.
można śpiewać, tańczyć, płakać, krzyczeć, smucić się i radować.
można wszystko.

ilość emocji na koncercie hey jest tak niewiarygodna,
nie-do-przeskoczenia wręcz.
jak tykająca bomba, która musi w pewnym momencie wybuchnąć.

każdy utwór przecież jest czymś tak osobistym.
każdy niemalże tekst mogę skojarzyć z jakimś fragmentem życia, z wydarzeniem, spotkaniem, refleksją.

od sześciu lat towarzyszą mi nieustannie wszystkie niemalże utwory tego zespołu, w głowie pojawiają się kolejne interpretacje tekstów, kolejne emocje, kolejne odkrycia tych samych utworów.
bezwzględny zachwyt.

dlatego taki koncert jest czymś cholernie intymnym.
czymś, co mogę dzielić tak naprawdę, z kilkoma jedynie istotkami na tej ziemi.
byliście tam - dziękuję.

złapać mogłam za łapkę kochaną a., spojrzeć tak, jak patrzyłyśmy dawniej.
i straszliwie marzyłam o tym, by zadzwonić do C., by mogła posłuchać choć fragmentu koncertu.
była tam z nami, wiem. czuło się jej obecność, tak bardzo chciała tam być. trzymałyśmy cię za łapkę, kochana.

i byłeś tam ze mną, chcąc dzielić tak ważne dla mnie wydarzenie, i mogłam wziąć cię za rękę, przytulić. i mogłam płakać swobodnie, wracając już rozkruszona w kawałeczki, drobniutkie jak mak. dziękuję.





kasia była niesamowita.
pierwszy koncert, na którym otworzyła piąstki.
na którym nie stała jedynie na baczność.
na którym otwarła szeroko oczka.
stałam mniej więcej trzy metry od sceny,
calutki czas widziałam ją dokładnie od stóp do głów.
mogłam obserwowac każdy gest, mimikę twarzy.
kasia, bezwzględnie niesamowita kasia.

pierwsza część koncertu była prezentacją nowej płyty, składające się w spójną całość utwory dotykały tak subtelnie, lecz cholernie dotkliwie najczulszych obszarów głowy i serducha.
druga część koncertu to starsze utwory, tracklista dziwaczna niesamowicie. bardzo energiczne kawałki, rzadko prezentowane, niektóre tak bardzo bardzo nasze były. choć trafiły się i takie, które zawsze były dla mnie poniekąd obojętne - a jest ich jedynie kilka wśród całej dyskografii kapeli.
i bis, długo oczekiwany bis. cudny.

całość wieczoru stworzyła piękną kompozycję, nastrojowości, intymności, otwarcia najbardziej zamkniętych, ukrytych wariactw, odczuć i myśli.
jedynie ogromny minus dla dekompresji - po wyjściu z koncertu klub zaatakował nas głośną muzyką pidżamy porno, co zburzyło całość wrażenia i w ułamku sekundy można było zapomnieć o jakichkolwiek emocjach i w ogóle o koncercie...
niestety.

ale pamięć zarejestrowała wszelkie szcegóły, można teraz przeżywać je intensywnie, na nowo, każdego dnia, aż do kolejnego koncertu.
kasia pięknie zaskoczona faktem, że tak dużo nas tam było.
" bo przecież zawsze jest strach, że może nikt nie przyjść.. "

i wszystko było tak pięknie, jak tylko mogłam sobie wymarzyć, wszystko poskładało się idealnie. oj, na długo pozostanie we mnie wspomnienie koncertu...
nawet teraz, serducho szybciej bije, gdy o tym piszę...
pięknie. co tu dużo mówić.





[[ fotki stąd ]]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz