I tak mi dobrze, że mam moje kobietki. Odzyskane po latach zatopienia w różnych drogach. Myślę, że taka przyjaźń, jak nasza zdarza się raz na milion lat świetlnych. Tak, wciąż chcę w to wierzyć.
Tydzień temu zaprosiłam do siebie C. Nie wiem, jak i dlaczego, bo to był czas silnego zamknięcia i milczenia. A jednak.
I to była cudowna noc. Czułam się znów jak te 5 lat temu, gdy potrafiłyśmy każdą chwilę ze sobą spędzać. Te wszystkie pogaduchy, uśmiechy, milczenia, to grzane wino z pomarańczą i ciastka, i film mocny. To wszystko było tylko nasze i tak bardzo dla nas. Późną nocą udało się zasnąć. Dobrze było czuć ciepło C., a rankiem mocno się przytulić. A później kakao do łóżka przyniosłam i cieszyłam się, że mogę zrobić jej naleśniki na śniadanko, tak jak sobie wymarzyła. Cała ta noc taka prosta i taka w tym piękna i swojska. Dziękuję, że mogłyśmy wrócić.
Kilka dni później napisała Mg. Mg pisze pięknie listy. Takie piękne w swej prostocie i szczerości. Czytałam wzruszona każde ze zdań, czując jak ona je wypowiada. Słysząc jej głos, czasem radosny, czasem delikatnie drżący i smutny lekko, ale tak doskonale rozumiem. Mg. Pisze o sprawach, które ja boję się jeszcze głośno wypowiedzieć, nawet sama dla siebie, bo zbyt straszne, gdy nie mogą zostać zrealizowane. Pisze o codzienności i marzeniach. O wszystkim, co mnie ostatnio dręczy, a co jest tak proste, gdy się o tym mówi. I tak codzienne w tym świecie. Zabawne, jak wielką niewiadomą dla niektórych z nas jest powszechna codzienność. Czytałam ją, czytałam z subtelnym poruszeniem dotykając każdego słowa, jakby tu była. Moja kochana Mg.
I wczoraj ponownie, M. i C. – przedarły się przez ten miejski ogrom i dotarły, zakupując po drodze wafelki i wino. Kawa M. w kubusiowym kubku, kanapki i sałatka, herbatka, wino i niekończące się słowa, nie kończące się wymiany zdań… Subtelny dotyk dłoni, przytulenie, stópki M. i ciepło nocy księżycowej. Po trudach śródnocnego kreowania przestrzeni sennej udało się zdrzemnąć na te parę godzin. I znów porannie musiały być naleśniki, już chyba ku tradycji podążając. I szpinak dla C. Wiele przy tym radości. I te wszystkie dyskusje, smuteczki, te wszystkie małe radości dzielone na trzy.
I poranek, poranek pośniadaniowy tak uroczy. Gdy moje małe kobietki zakluły się kokonem pod kołderką, a ja nie mogłam inaczej, jak tylko złapać za aparat. One dwie, z całym swym pięknem w fiolecie kołderki na tle żółtej ściany.
Tak bardzo potrzeba mi na co dzień moich małych kobietek. Kobiety w życiu są niesamowicie ważne. Moje małe czarownice, znane nie od dziś, z pewnym już bagażem wspólnych doświadczeń, z dość intensywną znajomością odrębności. Bo każda z nas mieszka w innej bajce, bo każda poszła zupełnie różną drogą. A jednak powróciłyśmy, a jednak znów potrafimy spotkać się na małym sabacie i być dla siebie. Mimo wszystko.
Bez moich kobietek byłabym zupełnie innym człowiekiem. Mają niesamowity wkład w tworzenie mojej osobowości. Od tamtych lat...
Dziękuję Wam, Czarodziejki :*

Jesteśmy już, tu, znów tak blisko, na wyciągnięcie ręki.. i tak naprawdę zmieniło się wiele i nic.. i wciąż te same sprawy, te same słowa i spojrzenia, tyle samo radości i miłości, co kiedyś, co zawsze.. ta bliskość dusz, i snów i pragnień zatopiona w śmietankowej rzeczywistości, choć na chwile wydawała się zgubiona, wróciła znów.. Na szczęście! bo jakże ciężko było bez niej żyć.. a teraz znów można się przytulić, napić wina, porozmawiać i pośpiewać..
OdpowiedzUsuńDobrze jest Ciebie mieć Przyjaciółko, Kochana Czarodziejko:*