wtorek, 26 października 2010

puste światło poranka.
kubek gorącej kawy.
i twoje zaspane oczy utkwione w przestrzeni.
nie bój się, to naprawdę tak wygląda życie.
tak, ja uwierzyłam.
mogę malować paznokcie na czerwono,
mogę śmiać się głośno nocą snując się głodnym miastem,
mogę sączyć tę kawę ze spokojem,
takie to proste.
takie banalne.
przecież mogę. po prostu mogę być szczęśliwa.
szczęście to ja, to świat we mnie,
a nie żadne wariacje na temat życia,
nie żadne teorie, gdybania i relacje.
a ty?
patrzę na ciebie, snujesz się pięknie,
pewność siebie i to spojrzenie głęboko w oczy,
spojrzenie wysokie, dumne, lecz jednocześnie...
tak, widzę już, próbujesz rozegrać rzeczywistość na swoją korzyść,
mimo pełni lęku o.. tak, chyba o siebie.
wiesz, kiedyś razem napijemy się wina
a nasze myśli szczęśliwie porozumieją się.
i nie będzie już przestrzeni na wątpliwości.
widzisz, prawda?
a tymczasem maleńka bitwa własnych światów musi się rozegrać na tej scenie.
moje i twoje ja będą tańczyć wspólnie przy kolejnej pełni,
bezradne, (choć niewinne), wobec tej zagadkowej obłudy,
zwariowane na punkcie normalności.

a teraz zostawię cię tu do wieczora.
wrócę.
będziesz jeszcze?
wiesz, teraz jest ten moment, w którym trzeba.
uśmiechać się szeroko i głowę nosić w górze,
i kazać butom stukać bezlitośnie o powierzchnię ziemi.
dobrego dnia.

1 komentarz:

  1. lecz mnie
    choć nie odszedłem
    za mało było...

    by zostać
    odrobinę więcej niż
    zauważonym...

    dziś nawet uśmiech
    tęskni do mnie...

    OdpowiedzUsuń