poniedziałek, 8 listopada 2010


jaram się tym swoim życiem o niczym, jakbym co najmniej zdobyła właśnie świat i stanęła u szczytu spełnienia.
głupio aż.
nakręcam się banalną pracą, prostym smsem, deszczem i piosenką.
nakręcam się najdrobniejszą rozmową, spojrzeniem, spotkaniem.
czuję się jakbym miała 3 lata i nauczyła się właśnie chodzić.
wszystko odkrywam, całą tę banalność i prostotę świata, a jednocześnie jego skomplikowanie.
i tak słodko mi z tym.
moja głowa pewnie znów tworzy sobie narracje i bajeczki na temat cudowności mojego świata, który jest tak do bólu banalny i o niczym.
a przecież jest mi tak cholernie dobrze.
nawet jeśli to tylko nakręcanie się.
przeraża mnie trochę to, jak niewiele mi potrzeba do radości.
to zabójcze wręcz.
siedziałam dziś w robocie 8 godzin i było mi tak ładnie... gadałam sobie z p., śmiałam się w nieskończoność, i patrzyłam w to zabójczo niewinne spojrzenie. i to wszystko wystarczyło, żeby było mi dobrze. aż mi głupio, bo wszyscy patrzą tam na mnie jak na wariatkę. ciągle siedzę i śmieję się, ale najgorzej, jak się po prostu uśmiecham... (przecież na tym świecie zapewne nie można się ot tak uśmiechać!). w ramach własnej radosności i pewności siebie odbija mi już na maksa, doprawdy.
ale to fakt - pewność siebie i odwaga w kontaktach międzyludzkich faktycznie urosły we mnie mocno. dobrze wyglądam, świetnie czuję się ze sobą, mam rozświetlone uśmiechnięte oczy. cudownie się nie bać. choć nigdy nie miałam większych problemów z poczuciem własnej wartości i pewnością siebie, to widzę, jaka przepaść dzieli mnie od mojej pewności sprzed choćby pół roku...
ot, kolejne obserwacje z kolejnego Nowego Etapu... ;)

1 komentarz:

  1. ot, nie bać się życia...
    człowiek odczuwający strach jest niewolnikiem...
    pozdrawiam uśmiechem...
    ot, tak po prostu...
    dziękując życiu, że jest i Ty jesteś...

    OdpowiedzUsuń