słowo i cyk
rozpada się szkwał
dobrego wietrzyska
bliżej
leją po mordzie
natrętne strachy
wychodzą spod podeszw
waleczne macki
pstryk
drżeniem głosu
wpadamy w jęki
niespójnej wątpliwości
radosnych marzeń
bliskość rozkrada
nas z samotności
galopując nadrozptropnie
wśród tykania zegara
biologicznego
pięść o stół rąbnie
bezradnie odległa obecność
niepotulny baranek
kopytem w splot
słoneczny
jest!
już jest!
o to !
to!
tak zwana
miłość !
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz