czwartek, 26 lutego 2009
tak o niczym. żeby tylko.
znów choróbsko dopadło, nie dbam o siebie.
nocne wyjścia na papierosa w koszulce,
mało jem, głównie wstrętne kanapki,
czasem wypiję trochę alkoholu...
do tego tułanie się pociągami, które w połowie trasy mają zwyczaj wyłączać ogrzewanie i zapodawać schładzanie.
do tego spacery mroźne.
i już, bakterie jakieś się zalęgły...
więc gdzieś pomiedzy pracą a snem leżę pod kołdrą i piję imbir z miodem litrami.
i nawet papierosa ciężko zapalić...
jutro rozwiązanie umowy.
pojutrze z rańca wracam do siebie. ( do was. )
szukanie, pisanie, łażenie, telefony.
brr. już mnie przeraża ta wizja.
powinnam zacząć pakować graty wszelakie, zorganizować się jakoś, ogarnąć.
a dziś jeszcze zawita J. strasznie się cieszę, tak dawno jej nie widziałam. dobrze Cię będzie znów spotkać, Karmelowa Siostrzyco :)
i takie to wszystko jeszcze chwilami przelatujące przez palce, jeszcze umykające trochę.
jeszcze nie do końca ogarnięte.
i tylko nadzieja.
dostałam ostatnimi dniami smsa, że nadzieja to
"wiara w nielogiczny rozwój wypadków".
strasznie to za mną chodzi.
tak. bo wszystko, co teraz, istnieje jedynie w formie nadziei.
jakkolwiek strasznie by to nie brzmiało.
jeszcze parę "dzieńków" i już bardziej u siebie.
to ciekawe, jak bardzo ludzie postrzegają mnie jako mnie stamtąd, a nie stąd. z miasta w.
strasznie to fajne. jakby każdy widział, czuł, że ja tam należę.
dlatego wracam.
jej...
ciekawa jestem, tak bardzo ciekawa kolejnych tygodni, kolejnych miesięcy...
sobotnim porankiem zapakować się do reszty i być z powrotem.
później w plecak, co najważniejsze.
i na nocne pogaduchy do mojej K.
a dalej to już chyba trzeba zacząć kolejne rozdziały. życia.
bo cóż tu innego...
takie o niczym to pisanie.
bo i dzień taki o niczym.
właściwie taki do przespania albo przemilczenia.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz