miałam dziś piękny sen.
mieszkałam w cudownym miejscu, które wprawdzie nie było wsią, ale zamkniętą przestrzenią.
wiedziałam jednak, że to etap przejściowy, że życie na wsi jeszcze nadejdzie.
mogłam być szczęśliwa.
tak spójna i spokojna w sobie, tak radosna, bo zaczęło faktycznie działać to,
do czego przez tyle lat dążyliśmy...
dążyliśmy - ja i ludzie, z którymi mieszkałam.
tworzyłam tam najpiękniejsze możliwe relacje międzyludzkie -
oparte o czystość miłości, oparte o przyjaźń...
jeśli istnieje jakiś idealny możliwy model poli-relacji,
to właśnie to się wydarzało w moim sennym życiu.
śniłam też, że miałam trójkę cudownych dzieciaków.
miały po 18 m-cy, a funkcjonowały jak dorośli -
wiedziały, o której należy pójść spać, jak zdobyć pożywienie, jak zagospodarować czas i na co trzeba uważać.
mając jednak tę dziecięcą radość i mądrość w sobie, były niesamowicie szczęśliwe.
okazało się, że w moim śnie dzieci 'powstawały' nie przez akt miłości fizycznej,
ale przez miłość jako uczucie - gdy stawało się ono naturalną dojrzałą formą bytu..
gdy ogarniało już swymi mackami ciało, umysł, ducha, otoczenie, wszechświat - kobieta po prostu zachodziła w ciążę...
jak bardzo musiałam być w swej miłości szczęśliwa, by stworzyć w sobie taki CUD jak trójka szczęśliwych dzieci...?
Urocza wizja zburzona końcowym zdaniem, które daje poczucie nierealności, smutek wylewa sie z moich oczu. Miałam kiedyś taki sen... miałam córeczkę trzyletnia i gdy tylko otworzyłam oczy po przebudzeniu, wylały sie łzy, zdąrzyłam ją pokochać. Po ciele rozlała się pustka...
OdpowiedzUsuńczekając na CUD.