czasem budzę się i jestem taka stara.
dodaję miodu do herbaty
i myślę sobie, jakie to dziwne,
że ten rok dla moich wnuków jest abstrakcją
i że to niewiarygodne,
bo urodziłam się w poprzednim wieku
i pamiętam jeszcze czasy wojny,
a oni tacy młodzi jeszcze, niewinni...
po chwili dociera do mnie, że to nieprawda...
zmęczona jestem chwilami, tak bardzo zmęczona,
tym widzeniem i rozumieniem.
nie wiedzieć czemu,
aż do czasu dorosłości żyłam w przekonaniu,
że myślimy tak samo.
ba, że tak samo czujemy.
tylko niektórzy z nas po prostu wybierają inne drogi, nie podążają za sobą.
może tak właśnie jest, skoro potrafimy się zrozumieć...?
pomocna jest ta klarowność.
robisz to i to, bo to i to, a w konsekwencji to i to.
wszystko jasne, brak pytań właściwie.
ciężko mieć przez to żal do kogokolwiek,
nawet gdyby miał być 'słuszny'.
a chciałoby się czasem.
chwilami pojawia się we mnie siedemdziesięcioletnia kobieta,
która odchowała już dzieci i wnuki
i może w końcu spokojem zasiąść
do pisania i do książek,
do podróży w nieznane,
i miłości tej mądrej.
i to nieustające poczucie,
że krótkie to życie,
że już zaraz koniec,
że tuż tuż i kolejne...
zbyt krótka jest linia życia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz